niedziela, 12 stycznia 2014

2. Szczęście wreszcie dopisuje

Minęły dwa miesiące. Co się zmieniło? Oj dużo. w życiu każdego zaszły zmiany, u niektórych bardzo malutkie, niemal nie zauważalne, jak na przykład zrobienie kolejnego tatuażu, tym razem na łydce. Ben uwielbia tatuaże.
Ma ich już ponad dziesięć. Pierwszy zrobił sobie na osiemnaste urodziny. Teraz ma już między innymi wytatuowaną całą lewą rękę od łokcia do nadgarstka, uśmiechniętą buźkę na wewnętrznej części ramienia, oraz nóż i czaszkę z tyłu szyi. On to uwielbia.  Teraz planuje wytatuować sobie coś na plecach, ale najpierw musi na to zarobić.
-Jesteśmy!
Krzyknął Ben u progu drzwi.
-Ben kretynie, zamknij się, Emma właśnie uspała małą!
Mówił Jack odkładając naczynia do szafek w kuchni.
W końcu mogli powiedzieć, że mają pełną rodzinę. Mała Ismena urodziła się trzy tygodnie temu. Jest naprawdę śliczna! Bardzo podobna do Jacka, póki co ma jego oczy, ale mogą się jeszcze zmienić.
-Jak malutka?
Usiadła na kanapie obok kołyszącej dziecko Emmy. Wyglądała pięknie, jak zawsze. Nawet te kilogramy, które doszły po ciąży tego nie zmieniły. Emma jest bardzo piękną kobietą. Ciemne oczy, kręcone krucze włosy i śniada cera. Nie ma co się dziwić, że tak bardzo zawróciła Jack'owi w głowie.
-Póki co wszystko dobrze. Tylko je, śpij, płacze i tak w kółko.
-Zobaczysz jak to minie. Za chwilę będziesz za nią biegać po podwórku.
-Wiem, właśnie tego się boję... Nie wiem czy dam sobie radę...
Zmartwiła się i spuściła głowę w dół spoglądając na córkę.
-Hej! Masz Jacka, poradzicie sobie, zobaczysz.
Do południa siedzieli w szóstkę w salonie. Ismena przebudziła się dosłownie tylko na kilkanaście minut i znów poszła spać.
-Przyjdziecie dzisiaj na mecz? W końcu Mourinho wypuszcza mnie w podstawowej jedenastce!
Cieszył się Chris popijając sok.
-Ja nie dam rady, robota.
Zaczął Ben.
-Raczej wątpię Chris, sorry.
Powiedział Jack spoglądając na swoją żonę i córeczkę.
-No ja będę, muszę.
Wzruszyła ramionami. Fakt musiała. W końcu jest dziennikarką sportową. Ma za zadanie po każdym meczu przeprowadzić chociaż jeden wywiad, który spodoba się jej szefowi i może, ale to jest bardzo mało prawdopodobne, bo jest dopiero początkującą dziennikarką trafi do gazety.
Ale dzisiejszy mecz w szczególności jej nie pasował. Dlaczego? Bo dzisiaj w ćwierćfinale Ligi Mistrzów Chelsea na własnym stadionie podejmuje Barcelonę. Wie, że on tam będzie. Wie, że go zobaczy. Ale czy się boi? Ona już przezwyciężyła ten strach. Usłyszenie jego imienia, lub czegokolwiek co jest z nim związane nie wywołuje u niej już paraliżu. Trzeba przyznać, poradziła sobie. Długo to trwało, bo równie głęboko usadził się on w jej sercu. Bardzo ciężko było się go stamtąd pozbyć. Udało jej się. Czuje, że teraz może być tylko lepiej.
*~~~*
Do godziny szesnastej siedzieli w domu Jack'a i Emmy. Zapewne byli by tam dużo dłużej, ale mecz... Ismena jest teraz obiektem ogólnego uwielbienia.
Każdy chce przebywać z nią jak najdłużej, w końcu to pierwsze dziecko w ich rodzinie. Pierwsze zawsze jest bardziej rozpieszczane.
Przygotowania do meczu? Może zacznijmy od Bena. Założył kurtkę, wziął telefon i paczkę fajek i wyszedł do pracy. Wcześniej życzył jeszcze bratu, by udało mu się oddać chociaż jeden celny strzał na bramkę, bo wie, że więcej i tak nie da rady. Nie ma to jak wierzący w Ciebie brat.
Chris bardzo się denerwował. Pierwszy raz wychodzi w podstawowym składzie i to jeszcze w jakim meczu! W Lidze Mistrzów przeciwko Barcelonie! Mało kto może pochwalić się takim debiutem. Krzątał się od kuchni do salonu. Cały czas chodził i śpiewał sobie coś pod nosem. Muzyka zawsze go odprężała. Kiedyś nawet zastanawiał się, czy nie pójść w tym kierunku. Swojego czasu grał nawet w zespole na gitarze, ale wyszło jak wyszło i teraz jest piłkarzem. Z biegiem czasu cieszy się, że wybrał akurat sport. To jest jego największa pasja.
Ćwierćfinał Ligi Mistrzów do dla dziennikarza bardzo dobry mecz. A gdy jeszcze gra tam Barcelona to już w ogóle! Szef powiedział, że liczy na kilka pomeczowych wypowiedzi od każdego ze swoich pracowników. Dodatkowo, zawsze wymyśla jakiś bonus. Zwycięzca albo dostaje premie, albo jedzie gdzieś daleko przeprowadzać wywiady. Zwycięzca dzisiejszego konkursu, automatycznie jedzie na mecz rewanżowy do Barcelony, ma opłacony cały pobyt w Hiszpanii i dodatkowo kilka dni wolnego. A dlaczego tak dużo tych nagród? Cóż, szef wymyślił trudne zadanie. Piłkarze po meczu zwykle szybko chcą odpowiedzieć na podstawowe pytania, dotyczące spotkania i jak najszybciej zniknąć dziennikarzom z oczu. Pracodawca Susanny wymyślił, że trzeba przeprowadzić osobisty wywiad z którymś z piłkarzy Blaugrany. Każdemu dał wydrukowane dwadzieścia pytań. Dotyczyły one między innymi ich rodzin, partnerek i pomeczowego spędzania czasu. Były też pytania o to, co najbardziej lubią jeść i kogo z drużyny nie lubią. Ogólnie były to takie pytania, na które piłkarze nie lubią odpowiadać, szczególnie zaraz po meczu. Dlatego też taka wysoka nagroda.
Spięła włosy w wysokiego kucyka, delikatnie podmalowała rzęsy, założyła okulary i wzięła teczkę z papierami. Gotowa do wyjścia.
-Chris, idziesz?
Stała przy drzwiach wyjściowych i zakładała buty na 8centymetrowym obcasie.
-Już, już.
Zapiął bluzę, wziął torbę treningową i otworzył siostrze drzwi.
-Co ty się tak wystroiłaś? Zwykle luźniej ubierasz się na mecze.
Spojrzał na jej obcisłe czarne rurki i brzoskwiniową zwiewną bluzeczkę na szerszych ramiączkach i czarny żakiet, który póki co trzymała w ręce.
-No wiesz, rzadko zdarza się ćwierćfinał, trzeba jakoś wyglądać.
Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę Stamford Bridge. Niemal całą drogę przeglądała papiery w swojej teczce, chciała mieć pewność, że wzięła wszystko.
-Wiesz Suss, jestem cholernie szczęśliwy, że nam się ułożyło.
Nic mu nie odpowiedziała, tylko czekała na to, co ma jeszcze do powiedzenia.
-Jack jest szczęśliwy z Emmą, mają córeczkę, Ben jak to Ben, on zawsze sobie radził, ja dzisiejszego wieczoru zadebiutuję i to w meczu z Barceloną, a ty nareszcie znalazłaś pracę, która Cię uszczęśliwia i która naprawdę lubisz. Wystarczyło troszkę poczekać, a szczęście i do nas się uśmiechnęło. Tak bardzo się cieszę.
Spojrzał na siostrę swoimi jasnymi oczami.
-Kocham Cię Chris.
Położyła głowę na jego ramieniu i wtuliła się w niego.
To nie był codzienny widok. Fakt, odkąd Jack się wyprowadził, to Chris pełnił funkcję "przywódcy". Wydoroślał, myślał nad tym co mówił, a nie tak jak kiedyś paplał co mu ślina na język przyniesie, przez co wiele osób ranił. Zaczęli lepiej dogadywać się z Suss. Obojgu wyszło to na lepsze. Niby zawsze coś im nie pasowało. Zawsze się kłócili, bili, a dlaczego? Bo są cholernie do siebie podobni! Nie dość, że z wyglądu są podobni(oboje są blondynami) to jeszcze charaktery mają bardzo podobne. Oboje są pewni swego, są odważni i często podejmują pochopne decyzje. Kiedyś nie potrafili dostrzec tego co ich łączy, widzieli tylko co ich dzieli. Musieli dojrzeć, by to ujrzeć.
Po kilkunastu minutach byli już na stadionie. Kibiców jeszcze nie było. Jest dopiero przed dziewiętnastą, nie mieli by co tutaj robić. Rozdzielili się przy korytarzu prowadzącym do szatni. On poszedł właśnie w tamtą stronę, ona poszła do strefy dla dziennikarzy. Muszą jej powiedzieć gdzie ma stać, tak jakby tego nie wiedziała...
*~~~*
Po godzinie mieli czas dla siebie. Mogli rozejrzeć się po stadionie, usiąść na trybunach i patrzeć na schodzących się już ludzi, lub mogli już zacząć pracę i szukać kogoś z kim można przeprowadzić wywiad.
Wyszła z sali konferencyjnej i poszła w stronę murawy.
Jednak założenie tak wysokich butów to nie był dobry pomysł, nogi już powoli o sobie przypominały, ale cóż, chciała ładnie wyglądać, to teraz musi cierpieć.
Stanęła przy ławce rezerwowych. Podstawowa jedenastka Chelsea na dzisiejszy mecz już prowadziła rozgrzewkę, reszta grała w dziadka z boku murawy. Mimo, że była już dwudziesta, piłkarzy przyjezdnych nie było. Można było ujrzeć tylko (póki co) kilku osobową grupkę kibiców Blaugrany.
-Co tak sama stoisz?
Usłyszała po chwili głos zza swoich pleców. Już za moment ujrzała wysokiego bruneta.
-Nie powinieneś być na rozgrzewce?
Poprawiła okulary i spod nich spojrzała na chłopaka.
-Teoretycznie powinienem, ale praktycznie to mi się nie chce.
Wzruszył ramionami i spojrzał na swoich kolegów z drużyny.
-Wychodzisz w jedenastce?
-Jak zawsze! Jestem gwiazdą tej drużyny, beze mnie ona nie istnieje, mówię Ci, dzisiaj strzele Hat Tricka.
Przechwalał się zarzucając ręce na biodra.
-Weź Oscar, wydaje mi się, że jeśli za chwilę nie pójdziesz ćwiczyć, to możesz zapomnieć o wyjściu w podstawie, a co dopiero o strzeleniu trzech bramek.
Pokazała dyskretnie palcem na Mourinho, który szedł w ich kierunku.
-O Fuck!
Krzyknął i pobiegł do kolegów z drużyny.
-Dobry wieczór Panie Mourinho!
Powiedziała miłym tonem głosu i machnęła ręką trenerowi, który właśnie przechodził obok.
-Czy dobry to się okaże po meczu. Co ty tutaj robisz?
Podszedł do niej i włożył ręce do kieszeni.
-Właściwie to się nudzę i tak jak Pan czekam na pierwszy gwizdek.
-Nudzisz się? To chodź, pomożesz mi.
Zaczął iść w kierunku szatni piłkarzy. Nie czekając dłużej poszła za nim. Długi, niebieski korytarz prowadził do szatni. Niebieski i herb Chelsea były wszędzie. Zaczynając od zegara naprzeciwko drzwi wejściowych, a kończąc na naklejce na włączniku od światła.
-Zgubiłem gdzieś mój telefon w tym syfie...
Podrapał się po głowie i spojrzał na środek szatni. Syf! Wszędzie torby piłkarzy, buty, getry, butelki z piciem i gdzieś w tym wszystkim jego komórka.
-Mogłabyś puścić mi sygnał? Daj, wpiszę numer..
Nie czekając długo wyciągnęła komórkę z kieszeni i podała ją trenerowi The Blues. Już po chwili usłyszeli dzwonek komórki. Dochodził spod sterty brudnych ręczników.
-Dobrze, dziękuję Susanna.
Przetarł i schował telefon do kieszeni.
-Wychodzisz?
Stał przy otwartych drzwiach. Wyszli z szatni i z powrotem poszli na murawę. Ludzi na trybunach było już znacznie więcej, coś około trzydziestu tysięcy. Pół godziny do meczu.
-Panie Mourinho!
Powiedziała, gdy siwy mężczyzna szedł w stronę swoich piłkarzy.
-Znajdzie Pan dla mnie chwilę w przerwie meczu?
Zadała to pytanie gdy się odwrócił i wskazała na teczkę z papierami.
-Z minutę może znajdę.
Posłał ciepły uśmiech i poszedł do swoich podopiecznych.
Jose to naprawdę miły facet. Da się z nim porozmawiać praktycznie o wszystkim. Jest bardzo życzliwy i kulturalny. Wskoczyłby w ogień za swoimi piłkarzami. Czasem nazywa ich czule "swoimi dziećmi". Jest świetny.
Stała przy tunelu prowadzącym z szatni na murawę, gdy usłyszała śmiechy i rozmowy z tamtej strony. Już po chwili zaczęli ją mijać mężczyźni z herbem FC Barcelony na piersi. Stała z boku, trochę jakby schowana, ponieważ jeszcze nie rozłożony transparent praktycznie całą ją zakrywał.
Stała i patrzyła na mijających ją piłkarzy. Niemal żadnego nie rozpoznała. Coś tam jej świtało o jakimś Xavim, czy Inaście? Inoście? Nie mogła sobie przypomnieć jak "ósemka" ma na nazwisko. Na samym końcu szło trzech mężczyzn. Jakiś wysoki, wytatuowany brunet, nieco niższy z burzą loków na głowie i on. Sanchez.
Tego momentu bała się najbardziej. W głowie układała sobie najgorsze scenariusze. Była przekonana, że po zobaczeniu albo rzuci mu się na szyję, albo będzie stała jak wryta. Nic tych rzeczy. Piłkarz minął ją, bez nawet spojrzenia w jej stronę, a ona stała jak gdyby nigdy nic. Chyba to zakochanie Sanchezem naprawdę jej przeszło.
*~~~*
Pierwszy gwizdek. The Blues w swoich domowych, niebieskich strojach, Barcelona w granatowych. Chris z numerem dwudziestym pierwszym na plecach wyglądał na bardzo skupionego i poważnego. Nie dał po sobie poznać, jak bardzo się denerwuje. A denerwował się tak mocno, że miał nawet problem z zawiązaniem sznurowadeł!
Zajęła miejsce w strefie dla reporterów i zaczęła oglądać mecz.
Na kartce zapisywała wszystkie najważniejsze momenty meczu. Na pierwszym miejscu zapisała minutę, w której Chris pierwszy raz kopnął na bramkę. Była to szesnasta minuta meczu .
Przez całą połowę mecz był bardzo wyrównany. Praktycznie piłka była cały czas rozgrywana w środku pola. Kilka strzałów na bramkę, parę fauli. Żadnych bramek.
Gwizdek kończący pierwszą połowę. Nagle została sama. Wszyscy pobiegli w stronę tunelu, by złapać któregoś z piłkarzy by przeprowadzić wywiad. Powinna robić to samo, ale nie miała zamiaru przepychać się w tym tłumie. Poszła z drugiej strony i stanęła przy linii boiska. Kilku piłkarzy jeszcze z niej nie zeszło. Postanowiła poczekać i zaczepić któregoś z nich.
-Przepraszam, mogę zadać Panu parę pytań?
Podniosła lekko rękę do góry, gdy piłkarz na nią spojrzał. Było widać, że nie na rękę jest mu odpowiadanie jej, szczególnie w przerwie meczu.
-To nie zajmie długo, proszę powiedzieć jakie odczucia po pierwszej połowie.
Mężczyzna położył ręce na biodra i zaczął się lekko kręcić na boki.
-No cóż ja mogę powiedzieć, sama Pani wie jaki jest wynik. Nie chcemy stąd wyjeżdżać bez żadnej bramki. Póki co jesteśmy nienasyceni. Przez następne czterdzieści pięć minut damy z siebie wszystko. A teraz przepraszam, muszę iść do szatni.
Przesłał lekki uśmiech w stronę dziewczyny i wszedł do tunelu.
-Mascherano...
Mruknęła sobie pod nosem po przeczytaniu nazwiska na koszulce odchodzącego piłkarza. Zapisała je na kartce i czekała na Mourinho. Miał przecież znaleźć dla niej minutkę.
-Panie trenerze!
Wstała z miejsca i podeszła do wychodzącego z tunelu mężczyzny.
-Susanna, nie teraz. Później...
Położył rękę na jej ramieniu i lekko się uśmiechnął.
-Ale niech Pan mi tylko powie, co mówił chłopakom w szatni.
Spojrzała w jego ciemne oczy.
-Że mają spiąć tyłki i wygrać ten mecz.
Uśmiechnął się i odszedł od niej. Wrócił na swój trenerski fotel.
Cóż. To nie jest jej dzień, nikt nie chce jej udzielić wywiadu. Może chociaż Chris?
Już po chwili ujrzała brata.
-Chris!
Podeszła do niego.
-Świetnie Ci szło! Jak tam wrażenia?
-Rozmawiasz tak ze mną po prostu, czy potrzebujesz to do wywiadu?
Spojrzał na nią opierając się o ścianę.
-Oba.
-To jako brat, powiem Ci, że jestem mega wkurwiony, bo nie wykorzystałem niemal stu procentowej akcji i ogólnie słabo gram. Jestem jakiś rozkojarzony. A jako piłkarz powiem Ci, że przez następne czterdzieści pięć minut będziemy walczyć o zwycięstwo. Zapisz sobie to drugie.
-Chris, weź czasem zmądrzej....
Potargała mu włosy i życzyła powodzenia w drugiej połowie. Zaraz po tym razem wyszli na murawę. Suss poszła zająć swoje miejsce na trybunach, Chris na murawie.
Druga połowa.
Już w pięćdziesiątej minucie całe Stamford Bridge oszalało za sprawą pięknej bramki, której autorem był Fernando Torres!
 Zaczęło się od odebrania piłki Barcelonie, później kilka podań i idealne odegranie do wychodzącego na pozycję Fernando. Bez problemu pokonał stojącego w bramce Valdesa.
Dosłownie trzy minuty później było już 2-0. Tym razem kapitan, John Terry precyzyjnie uderzył z rzutu wolnego w same okienko. Valdes znów nie miał nic do gadania. Gdy na zegarach wybiła osiemdziesiąta ósma minuta, mecz wydawał się być wygrany bez straty bramki. Niestety nie warto chwalić dnia przed zachodem słońca. Alexis Sanchez przedryblował obrońców Chelsea i strzelił tuż przy bliższym słupku. 2-1. Mimo, że Barcelona do końca meczu utrzymywała się przy piłce i miała jeszcze kilka dobrych okazji nie potrafiła pokonać Petra Cecha. Sędzia zakończył mecz. The Blues pokonują Barcelonę!
Schowała swoje zapiski do teczki i weszła na murawę.
Wiedziała, że musi zaczepić któregoś z piłkarzy Barcy, jeśli chce zdobyć uznanie szefa. Niestety bardzo szybko zaszyli się w szatni.
-Chris!
Krzyknęła gdy ujrzała brata. Rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła.
-I jak było?
Stała na przeciwko niego i spoglądała w jego jasne oczy.
-Serio mam Ci wywiadu udzielać? Przecież szef Ci tego nie uzna...
Przewrócił oczami.
-No dobra, nie to nie! Zapomnij, że zrobię Ci dzisiaj kolację w domu!
Pokazała mu koniuszek języka i zaczepiła innego piłkarza w niebieskim stroju. Łącznie rozmawiała z ośmioma chłopakami. Wszyscy mówili, że są bardzo szczęśliwi, ale to jeszcze nie koniec. Mówili, że Barcelona jest bardzo groźna na swoim stadionie i tam wszystko może się stać.
No, przynajmniej to co musiała mieć już miała.
Ale nie chciała na tym zakończyć. Gdy niemal wszyscy ludzie wyszli już ze stadionu, reporterzy, dziennikarze, kilku piłkarzy oraz trener zasiedli na konferencji prasowej. Najpierw konferencja Barcelony.
Po dwóch bokach Gerarda Martino zasiadł strzelec jedynej bramki dla Blaugrany- Alexis Sanchez, a po drugiej kapitan- Carles Puyol.
Zajęła miejsce w jednym z najdalej oddalonych rzędów. Nie chciała, by Alexis ją zobaczył. W głowie już ułożyła sobie plan na następną godzinę. Gdy konferencja się skończy, a Alexis i Tata Martino opuszczą salę, on zaczepi Puyola i przeprowadzi z nim wywiad. Wydał jej się bardzo miły, więc na pewno odpowie na jej kilka pytań. Jak szkoda, że tak rzadko spełnia się to, co układamy sobie w głowie...
-Wolne?
Usłyszała męski głos.
-Proszę.
Zabrała swoją teczkę i założyła nogę na nogę.
Czuła, że mężczyzna się jej przygląda. Tylko głęboko odetchnęła i dalej wsłuchiwała się w słowa trenera.
-Przepraszam, że pytam... My się skądś nie znamy?
Po usłyszeniu tych słów spojrzała na mężczyznę. Nie mogła uwierzyć!
-Wiedziałem, że Cię kojarzę! Susanna, prawda?
Spytał, gdy już w całej okazałości zobaczył jej twarz.
-Tak... Marc.
Przegryzła dolną wargę i rozejrzała się po sali.
-Co ty tutaj robisz? Czemu tutaj siedzisz?
Pytał.
-Pracuję. Ja powinnam zadać Ci to pytanie. Nie powinieneś być gdzieś w szatni, albo coś?
-Ta, powinienem. Ale lubię czasem tak posiedzieć i posłuchać.
Nagle wpadła na genialny pomysł! Przecież Bartra może jej udzielić wywiadu!
-Marc, chodź ze mną.
Wstała z miejsca i wyszła z sali.

#################

I dwójeczka :)
Mi się podoba, ciekawa jestem jak Wam :)
Komentujcie, oceniajcie, mówcie co Wam nie pasuje, co się nie podoba, a postaram się nad tym popracować :3

13 komentarzy:

  1. Mi też się podoba :)
    Bo jest Marc <3
    Ciekawe, jakie pytania ona mu zada i jakie będą odpowiedzi :D
    Oby wygrała to zadanie i pojechała na mecz rewanżowy do Barcelony(liczę tym razem na wygraną gospodarzy)
    Świetny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmm Chris <3
    Bardzo go lubię, pozytywny człowiek z niego :D
    I ta mała Ismena, och <3
    Rozdział bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny :)
    Ciekawa jestem czy Suss serio przeszło z Alexisem...
    Cóż, mam nadzieję, że jak niedługo się spotkają, to się dowiem :P
    Pasują do siebie, powinni być razem :P

    OdpowiedzUsuń
  5. No!
    I takie coś ja mogę czytać.
    Trafiłam na Twój blog jakoś w tamtym tygodniu( tą pierwszą część), masz tak lekki styl pisania, że po dwóch dniach przeczytałam cały. Właściwie nie wiem czemu dopiero teraz daje o sobie znać...
    Mniejsza, kontynuacja bardzo mi się podoba.
    Będę tutaj często zaglądała. Masz kolejną wierną czytelniczkę więcej :*
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że w ogóle się ujawniłaś :)
      Dziękuję bardzo :*

      Usuń
  6. Nie przepadam za Mourinho... Jak dla mnie to on wygląda na strasznego chama i wgl taki nie miły... Ale skoro tyy postanowiłaś tak go przedstawić, to niech Ci będzie :3
    Ogólnie fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za podesłanie tego bloga, bardzo mi się podoba :)
    Ogólnie bardzo lubię Suss, ale chyba muszę przeczytać pierwszą część, bo boje się, że mogę czegoś nie zrozumieć, czy coś :>
    Podeślesz również linka do tamtego? Byłabym wdzięczna.
    A co do samego opowiadania, to za dużo nie mogę powiedzieć, bo to dopiero dwa rozdziały... Zaczyna się świetnie, będę często zaglądała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://innyodreszty.blogspot.com/ Tutaj masz wszystko dokładnie opisane :)
      Zajrzyj jeszcze do zakładki "Wcześniejsze blogi". Tam masz również inne moje opowiadania :)
      Bardzo się cieszę, że udało mi się przyciągnąć kolejną czytelniczkę :D

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział, czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudny :)
    Pani dziennikarz *_*
    Informuj o następnym,

    OdpowiedzUsuń
  11. Jack szczęśliwy z Emmą i mają Ismenkę <3
    Chris debiutuje w Chelsea, Ben jak to Ben... To teraz jeszcze niech ułoży się Susannie z Alexisem i będę w siódmym niebie! <3
    Świetny :*

    OdpowiedzUsuń