Taki mały wstępik na początek.
Chciałabym wytłumaczyć tytuł tego rozdziału, bo zapewne jest on dla Was nie zrozumiały. Więc już mówię.
Poniżej znajdziecie kolejno rozdziały numer 4, 5 i 6. Dlaczego tak? Cóż... To jest ostatni post, jaki dodaje na tym blogu. Postanowiłam go wcześniej zakończyć. Z jakiego powodu? Po prostu nie miałam dalej pomysłu by go pisać. Znaczy źle, pomysł był, gorzej z czasem i chęcią do napisania go. Tak więc postanowiłam zakończyć tylko na sześciu rozdziałach. Mimo wszystko, mam nadzieję, że się spodoba.
Tak więc zapraszam do czytania i komentowania :)
4. To znowu wróciło
Obudziły ją krople deszczu uderzające o szybę. Była przyzwyczajona do tego dźwięku. Bardzo go lubiła.
Leniwie przetarła oczy i spojrzała na mokrą szybę. Ujrzała pnące się ku niebu drzewa, w oddali kilka domów.
Tak bardzo nie chciało jej się zwlec z łóżka. Myślała, że będzie coś koło siódmej rano, ku jej zdziwieniu, po spojrzeniu na wyświetlacz i zobaczeniu zdjęcia jej ze swoimi braćmi na tapecie, zdała sobie sprawę, że jest już 30 po 11. A tak dobrze jej się spało...
Wzięła jeansowe spodnie i białą bluzkę z Myszką Micky i wychodząc ze swojego pokoju udała się do łazienki. Przechodząc, usłyszała jeszcze chrapanie z pokoju swojego brata. Temu to dobrze...
Po porannej toalecie i ogólnym dojściu do siebie poszła do kuchni, zrobiła kubek kakao i zrobiła sobie bułkę z dżemem siadając na salonowej kanapie.
Włączyła telewizor, jakiś serial. Nie przepadała za takim typem rozrywki. Jak dla niej, to takie czekanie na dalszą akcję, owijanie wszystkiego w bawełnę, komplikowanie, było po prostu nudne, Ale że jako nic innego nie było w tym pudle, to zostawiła.
Po około dwudziestu minutach deszcz przestał już padać i choć na chwile wyszło słońce. Tak samo, z pokoju wyszedł ubrany tylko w bokserki Chris przecierając oczy.
-Wstała śpiąca królewna...
Spojrzała na brata.
-A ogr nadal siedzi w domu...
Odpowiedział jej zaspanym głosem i podszedł do lodówki. Wyciągnął karton z mlekiem i wlał biały płyn w siebie. Dzisiaj już tylko to...
-Jak tam było u Oscara?
Przełączyła kanał na jakiś muzyczny.
-Dawało radę. Jeden kolega dzisiaj wpadnie, mam zamiar pokazać mu miasto. Możesz wybrać się z nami.
Mówił, gdy już odszedł do siebie. Założył koszulkę, która leżała na kuchennym blacie i otworzył drzwi balkonowe.
-Nie, muszę do szefa jechać, dać mu notatki wczorajsze. Może zdążę go poznać. Będę w domu koło siedemnastej, wstąpię jeszcze do Emmy i Jack'a.
Wstała z kanapy, założyła buty, czarną bluzę i wzięła teczkę z papierami z szafki.
-To raczej nie zdążysz. Pewnie się miniecie. No trudno, kiedy indziej.
Wyszła z mieszkania. Całą drogę zastanawiała się, o kim mówi jej brat. W sumie nie miała pojęcia, dlaczego się jego o to nie spytała...
*~~~*
Chwilę po trzynastej była już pod swoją pracą. Trzypiętrowy biurowiec, właściwie niczym nie wyróżniał się spośród innych budynków. Popchnęła duże, mosiężne drzwi i weszła do środka. Blond sekretarka jak zwykle siedziała za swoim biurkiem i odbierała telefony. Udała się prosto do biura szefa.
Przyjął jej karty bez niepotrzebnych pytań.
Już po chwili była wolna i szła w stronę domu brata i jego rodziny.
Miała nadzieję, że to ona wygra ten konkurs i za trzy tygodnie poleci do Barcelony na mecz. W sumie Marc bardzo dobrze się spisał. Szczegółowo odpowiadał na pytania, wywiad idealny. I jeszcze te pozostałe, mniej ważne też zrobiła w stopniu wystarczającym. Nie pozostało nic innego, jak trzymać kciuki!
Delikatnie otworzyła drzwi i weszła w głąb domu.
Usłyszała śpiew dochodzący z pokoju dziecięcego. Już chwilę po tym stała pod jasnymi drzwiami i wsłuchała się w piosenkę. Rozpoznała, to głos Jack'a. Śpiewał coś o rękawicach, ringu, pocie i wygranej.
Lekko otworzyła drzwi i oparła się o futrynę zaczepiając ręce na piersiach.
-Cześć...
Wyszeptał Jack.
Siedział na fotelu z córką owiniętą w kocyk na rękach i bujał się na boki. Tak mocno i szczelnie ją owinął, że było widać tylko kilka jej czarnych włosków.
-Nie uważasz, że lepiej jej śpiewać jakąś normalną kołysankę, a nie o tym jak należy się bić?
Spojrzała na niego z uśmiechem.
-To będzie fighter, bez dwóch zdań. Nauczę ją się bić, będzie chodziła ze mną na treningi. Nikt jej nie podskoczy.
Pocałował lekko córkę w jej malutki nosek. Zaraz po tym powoli wstał z fotela i włożył ją do łóżeczka.
-Chodź na dół.
Włączył jeszcze "nianię" która zadzwoni jak Ismena się obudzi. Jedną ustawił obok łóżeczka, drugą położył w kuchni na blacie.
Jack położył się na kanapie kładąc ręce pod głowę, a Suss wzięła gruszkę z szafki.
-Jak tam Chris po debiucie? Bardzo się wczoraj schlał świętując?
Spojrzał na siostrę, która akurat usiadła w jego nogach.
-Co ja Ci będę mówiła, spotkacie się, to Ci wszystko opowie.
Ugryzła kawałek owocu.
-Gdzie Emma?
-Pojechała do lekarza. Musiała jakieś tam wyniki odebrać. Za niedługo powinna wrócić.
Czemu właściwie Chris nie przyszedł z Tobą?
-Umówił się z kimś, jakiś kolega, nie wiem nawet dobrze.
Po około trzech godzinach upuściła dom swojego brata. Emma zadzwoniła, że ma problem z samochodem. Jack zapakował Ismenę do drugiego samochodu i pojechał pomóc żonie.
Spojrzała na zegarek, czternasta. Pora znów odwiedzić szefa. Powinien już wybrać najlepszy wywiad i uszczęśliwić jednego ze swoich pracowników. Znów stała pod tym budynkiem, znów jechała windą i szła tym samym korytarzem. Bardzo monotonny dzień.
Oddając wywiad, była bardzo pewna siebie. Wiedziała, że spisała się świetnie. Wiedziała, że świetnie poradził sobie również Marc. Bardzo by się zdenerwowała gdyby nie wygrała głównej nagrody. Dlatego też nie zdziwiła się za bardzo, gdy szef jej powiedział, że to ona pojedzie do Barcelony na mecz. Ucieszyła się, ale nie dała tego po sobie poznać. Gdy szef jej gratulował stała z lekko uśmiechniętą twarzą i tylko przytakiwała, gdy szef jej mówił, jak widzi jej wyjazd.
Powiedział jej, że w poniedziałek ma znów zgłosić się do jego biura z sprawie ustalenia szczegółów.
*~~~*
Alexis tak jak obiecał, zjawił się w mieszkaniu Chrisa.
-Siemasz!
Krzyknął już u progu drzwi.
Chris zaproponował mu szklankę soku.
-To co zamierzasz mi dzisiaj pokazać?
Chodził i rozglądał się po mieszkaniu.
-Wiesz... Wydaje mi się, że zwiedziłeś już te "najsłynniejsze" miejsca w Londynie jak Big Ben, London Eye, czy Tower Brige... Chcę Ci pokazać coś znacznie ciekawszego... Ale to później. Poczekamy na moją siostrę, bo chciałbym Ci ją przedstawić.
Alexis tylko szczerze się uśmiechnął. Nie miał pojęcia, dlaczego tak reaguje, na samą myśl o niej. Nigdy przecież jej nie widział na oczy, nie znał, ba! on nawet nie zna jej imienia, a tak się cieszy gdy tylko Chris zaczyna o niej mówić... Może czuje coś podświadomie? Może mimo tego, że nie wie, że to ona, to podświadomie to czuje...
-Jestem jak najbardziej za!
Upił łyk soku.
-Jak ona w ogóle ma na imię?
-Susanna.
Gdy tylko je usłyszał, od razu pomyślał o pięknej blondynce poznanej w Barcelonie półtorej roku temu. Nadal uważa, że mógł to wszystko lepiej rozegrać, może teraz byli by szczęśliwi... No ale cóż, co się stało, to się nie odstanie.
-Susanna? Miałem kiedyś bliską znajomą o takim imieniu. Świetna dziewczyna! Mam nadzieję, że Twoja siostra będzie choć w połowie tak fajna jak ona.
Uśmiechnął się w kierunku Chrisa i usiadł na kanapie. Blondyn już po chwili zrobił to samo. Zaczęli rozmawiać. O wszystkim. Ale głównie, to o samym Alexisie. Chris zadawał mu róże pytania, o klub, o rodzinę. Chciał wiedzieć o nim jak najwięcej.
Rozmowę przerwał dźwięk wkładanego kluczyka w zamek od drzwi. Oczy piłkarzy siedzących na kanapie, automatycznie zostały zwrócone na drzwi. Już po chwili ujrzeli wchodzącą do środka postać kobiety. Targała ze sobą ze cztery torby pełne zakupów. Jako, że musiała wejść na trzecie piętro, targała to wszystko, a jeszcze nie miała tyle siły by to dźwigać, wyglądała bardzo dziwnie wchodząc do środka. Jej długie blond włosy zakryły jej całą twarz, kurtka, którą ściągnęła gdzieś między pierwszym a drugim piętrem, bo było jej gorąco wisiała na jej ramieniu. W rękach trzymała torby, a nogą próbowała zamknąć drzwi. Ani razu nie spojrzała w stronę chłopaków. Była przekonana, że nikogo nie ma w środku. Oni wręcz przeciwnie, przez te kilka sekund wpatrywali się w postać kobiety. Wyprostowała swoje ciało i szybkim ruchem głowy w prawą stronę odgarnęła włosy z twarzy i zaczęła wchodzić w głąb mieszkania.
Pierwszy jej oczom ukazał się Chris. Siedział z uśmiechem na kanapie.
-Suss, to jest Alex, kolega o którym Ci mówiłem.
Podszedł do siostry i już chciał wziąć od niej zakupy, by mogła odpocząć, ale nie zdarzył. Wszystkie cztery torby wylądowały na podłodze.
Nie mogła uwierzyć! Wchodzi do swojego mieszkania. Zmęczona targaniem zakupów na trzecie piętro. Niby nic, ale przez jej kondycję, wygląda jakby co najmniej przebiegła maraton. Wchodzi, patrzy a tam siedzi Alexis. Myślała, że ma jakieś omamy, myślała, że tak bardzo jej go brakuje, że zaczęła go sobie wyobrażać... Nic z tych rzeczy, on tutaj był. Był naprawdę.
Alexis też był nie miało zdziwiony. Ale jego zdziwienie nie przykryło zadowolenia i szczęścia jakie towarzyszyło zobaczeniu Susanny. Szybko wstał z kanapy i podszedł do dziewczyny.
-Susanna?
Wydukał patrząc w jej oczy.
Nie chciała, by brat dowiedział się o tym, że znała Sancheza wcześniej. Zaczął by coś podejrzewać, że coś stało się w Hiszpanii... A tego nie chciała!
-Tak, miło mi Cię poznać, Alexis prawda?
Podała mu rękę. Ten niepewnie ją ścisnął. Nie wiedział, czemu tak się zachowała. Przecież nie możliwe jest to, by o nim zapomniała! Nie mogła o nim zapomnieć... Bo przecież... Ich coś łączyło...
-No, to fajnie, że już się poznaliście. To teraz chodźcie zwiedzać miasto!
Mówił zadowolony Chris gdy widział zmieszanie u Susanny i Sancheza.
Ci tylko stali na przeciwko siebie, ściskając swoje dłonie i patrząc sobie w oczy. Ona, nie mogła uwierzyć, że on jest tutaj naprawdę, on z kolei nie mógł uwierzyć w to, że ona go nie pamięta... Jakie to wszystko poplątane.
-Wiesz Chris, ja nie mogę, obiecałam...
Puściła dłoń Sancheza i odsunęła się od niego o kilka kroków.
-Obiecałam Emmie, że pomogę jej przy Ismenie... Kiedy indziej, na pewno będzie jeszcze okazja.
Cóż, stwierdził, że mówi prawdę, bo po co miała by kłamać?
-No dobra, to Alex chodź.
Podszedł do drzwi i zaczął ubierać buty. W tym samym czasie Susanna zaniosła zakupy na blat kuchenny, cały czas delikatnie zerkając na Sancheza. Ten z kolei podszedł do kanapy, na której leżała jego kurtka i wziął ją.
-Susi?
Spytał raz jeszcze przechodząc obok niej.
Dziewczyna nic mu nie powiedziała. Spojrzała tylko w jego oczy, automatycznie jej oczy się zaszkliły. Nie chciała, by Alexis to zauważył.
-Idź, Chris Cię woła...
Wyszeptała i odwróciła się tyłem do Chilijczyka.
Stała tak, dopóki nie usłyszała zamykających się drzwi. Spojrzała na nie, by upewnić się, czy została sama. Tak, była sama.
*~~~*
Nie raz obmyślała sobie przed zaśnięciem, jakby mogło wyglądać ponowne spotkanie z Alexisem...
Jej ulubioną wersją było pojawienie się Alexisa w drzwiach jej mieszkania z bukietem czerwonych róż. Stałby tam i patrzył w oczy blondynki. Po chwili milczenia, powiedziałby jak bardzo ją kocha, jak bardzo mu jej brakuje. Jak bardzo chce by resztę swojego życia spędziła u jego boku. Gdy już chciałaby powiedzieć mu jak bardzo czuła się zraniona przez niego, on uklęknąłby przed nią i z kieszeni wyciągnął pudełeczko z pięknym pierścionkiem. Zaręczynowym. A później żyli by długo i szczęśliwie. Takie banalne i mało oryginalne, ale kiedyś bardzo tego pragnęła.
Teraz, gdy wyleczyła się z choroby znanej "Alexisomanią", był on jej obojętny. Mógłby właściwie nie istnieć. Aż do teraz. Aż znów go nie zobaczyła... W momencie, gdy uścisnęła jego dłoń, ich oczy znów się spotkały, poczuła do niego to samo, co dawniej...
Chciała to na spokojnie wszystko przemyśleć. Chciała się zastanowić, dowiedzieć się, co tak na prawdę do niego czuje... Twierdziła, że on jest jej obojętny. Że już nic dla niej nie znaczy. To dlaczego gdy go ujrzała, stanęła jak wryta i nie potrafiła powiedzieć ani jednego słowa? Ona sobie po prostu wmawia, że ten chłopak zniknął z jej życia... Chciałaby, żeby go nie było. Bo byłoby jej łatwiej. Czemu tak sądzi? Cóż... W głowie nadal ma o nim to, co nagadała jej Dolores... O tym jaki to według niej jest Alexis. Teraz, gdy wie, że to nie prawda, to nadal nie potrafi o tym zapomnieć. Bo mimo tego, że powiedział jej prawdę i w ogóle, to jednak mimo tego, że był z Laią, to całował się z Suss... Tłumaczył się, że jej nie kochał, że to był związek bez przyszłości, ale to go nie usprawiedliwia z podrywania innej dziewczyny... Nie był szczery wobec Laii, boi się, że wobec niej też może taki być...
Rozmyślenia na kanapie przerwały otwierające się drzwi. Pierwsza myśl? Chris i Alexis. Pomyliła się. To był Ben. Po dwóch dniach nieobecności, w końcu wrócił do domu. Właściwie, to nawet nikt nie zauważył, że go nie ma... On zawsze gdy wychodzi, to nic nikomu nie mówi. Wszyscy wiedzą, że lubi być niezależny. Że lubi szwendać się tam i tu, ale każdy wie, że zawsze wraca, tak jak i teraz.
-Cześć siostra!
Ściągnął buty i kurtę i usiadł obok leżącej na kanapie Susanny.
-Chrisa gdzie wywiało?
Rozejrzał się po mieszkaniu.
-Poszedł na spacer. Gdzieś był przez dwa dni?
Spojrzała na niego niezbyt miłym wzrokiem.
-No najpierw byłem w robocie, a potem pojechałem z kolegą do Glasgow. I tak jakoś zleciało.
-Gdzie?! Do Glasgow? Przecież to jest drugi koniec kraju! Po coś tam jechał?
-Bo tam jest taki sklep. Z najlepszymi gitarami w kraju! I on chciał sobie jedną kupić, to sobie z nim pojechałem.
Jak gdyby nigdy nic wstał z kanapy i poszedł do kuchni.
-Ben?! Jak można jechać na drugi koniec kraju po gitarę?!
-No normalnie. Wsiadasz w samochód i po kilku godzinach jesteś na miejscu. Bardzo proste. Chcesz, następnym razem możemy wziąć Cię ze sobą.
Wyciągnął z lodówki karton mleka i upił łyka.
-Ben... Nie mam normalnie siły do Ciebie...
Nie miała ani siły, ani ochoty dłużej rozmawiać z bratem. On miał tak lekkie podejście do życia, tak bardzo niczym się nie przejmował, a przy tym był tak bardzo szczęśliwy, że to aż irytowało Susannę! Zazdrościła mu tego. Zazdrościła mu, że nie może być taka jak on. Niczym się nie przejmować, robić co się chce i kiedy się chce... Ben ma serio świetne życie.
5. Moim zdaniem, powinnaś z nim być
Na co ona liczyła? Że Alexis przyjdzie znów do jej domu i powie jej, że ją kocha? Że chce ją zabrać do Barcelony i tam razem z nią żyć? No, jakieś marzenia trzeba mieć...
Gdy stojąc na balkonie i paląc papierosa usłyszała otwierające się drzwi, miała nadzieję, że Chris znów przyprowadzi Sancheza. Chciała z nim porozmawiać i na spokojnie wszystko wyjaśnić... Niestety.
-Wróciłem!
Usłyszała głos brata. Już po kilku chwilach stał on obok siostry i kręcił głową przecząco widząc ją z papierosem w ręku.
-No co? Na coś trzeba umrzeć...
Wypaliła do końca i wróciła do salonu.
-Jak zwiedzanie?
Zaczęła, jak brat usiadł obok niej.
-Świetnie! Pokazałem mu kilka ciekawych miejsc, chyba mu się podobało. Powiedział, że chętnie nas jeszcze kiedyś odwiedzi.
-Tak?! Kiedy?!
Zaczęła pytać podekscytowana.
-Spokojnie... Nie wiem kiedy. On dziś wieczorem odlatuje. Więc raczej nie w najbliższym czasie...
-Jak to odlatuje? Tak szybko?
Chris zauważył, że coś się dzieje. Normalna Suss tak się nie zachowuje.
-Suss, co jest?
Spojrzał w jej oczy.
-No...
Nie wiadomo czemu, nie chciała, by Chris dowiedział się o niej i Sanchezie...
-Bo chciałam z nim wywiad przeprowadzić wiesz, gwiazdor Barcy, może dzięki niemu bym awans dostała.
Ta dziewczyna zawsze potrafi wymyślić świetną wymówkę na poczekaniu. Może i Chris nie do końca w to uwierzył, ale nie zadawał już więcej zbędnych pytań.
-Mówił coś, że ma samolot o 21.
Spojrzał na zegarek.
-Za trzy godziny.
Dodał.
Ta mu nic nie odpowiedziała, tylko zacisnęła zęby i kiwnęła głową w górę i w dół.
-Wiesz, nie mamy chyba mleka, a mam straszną ochotę na płatki z mlekiem... Pójdę do sklepu i kupię. Chcesz coś?
Wstała z miejsca i podeszła do torebki wyciągając kilka funtów.
-Mleko powiadasz...
Spojrzał znacząco w stronę siostry.
-No dobra, skoro idziesz, to kup mi ten żel, którego używam, bo mi się skończył jakoś w tamtym tygodniu, a nie miałem czasu, by dokupić...
-Dobra!
Już po kilku sekundach nie było jej w domu.
Chris tylko uśmiechnął się do siebie i wyciągając komórkę napisał esemesa o treści- "Tak jak myślałem... Już schodzi na dół :)". Wysłał.
*~~~*
Nie wiedziała dlaczego to robi. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo chce go spotkać, porozmawiać... Wiedziała tylko to, że jak teraz go nie odnajdzie, to może go już nie zobaczyć. To jej jedyna szansa.
Wyszła na zewnątrz i zapięła czarną bluzę. Rozejrzała się i ruszyła przed siebie.
Nie miała pojęcia dokąd ma iść. Nawet dobrze nie wiedziała, a jakim hotelu zatrzymali się piłkarze Barcelony. Po za tym, nawet gdyby wiedziała jaki to hotel, to przecież jej nie wpuszczą... Po co ona robiła sobie nadzieje, na ponowne spotkanie go?
Usiadła na jednej z ławek w parku. Chciała odetchnąć świeżym powietrzem. Chciała pomyśleć.
Po chwili doszła do wniosku, że ma jeszcze szansę. Za trzy tygodnie jedzie do Barcelony. Przecież tam też może go spotkać. Hej! Jeszcze nie wszystko stracone.
Humor od razu jej się poprawił.
Miała już zamiar wstać i pójść do sklepu kupić to mleko i żel, bo przecież po to poszła...
Wstając, nie zauważyła, że ma rozwiązaną sznurówkę. Nadepnęła na nią i prawie się nie przewróciła.
-Nosz kurwa! Prawie się zabiłam!
Krzyknęła sama do siebie widząc rozwiązaną sznurówkę.
-A to byłaby wielka strata dla tego jakże wspaniałego świata...
Usłyszała za swoimi plecami.
-Tak, nawet nie wiesz jak bardzo.
Mruknęła pod nosem i schyliła się zawiązać buta. Zdenerwowała się. Taka mała rzecz, a tak potrafiła ją wyprowadzić z równowagi. Przez ten incydent, Alexis całkiem wypadł jej z głowy... Ale już po chwili znów tam wrócił.
Po zawiązaniu buta i odwróceniu się spojrzała na chłopaka stojącego za nią.
Nie potrafiła nic powiedzieć. Nie potrafiła się nawet ruszyć! Stała i patrzyła. Na niego.
-Suss?
Widział zakłopotanie na twarzy dziewczyny. Nie miał pojęcia, czym było ono spowodowane.
Miała ochotę rzucić mu się na szyję. Miała ochotę wtulić się w jego dobrze wyrzeźbione ciało i już nigdy go nie puścić. Tak bardzo go jej brakowało... A mimo tego, za wszelką cenę, nie chciała w to uwierzyć. Nie pozwalała, by ta myśl stała się faktem.
-Alex...
Wyszeptała patrząc na chłopaka.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę!
Podszedł do zdziwionej dziewczyny i nie czekając długo przytulił ją do siebie. Tego teraz potrzebowała najbardziej.
Zranił ją, wiedziała o tym. Ale tak bardzo go pragnęła... A jeszcze teraz, jak zjawił się znów w jej życiu...
-Co słychać u Ciebie? Wszystko w porządku?
Pytał puszczając dziewczynę. Mówił to z taką łatwością, z taką radością. Mówił to, jak gdyby nic się między nimi nie stało... A przecież stało się. Cały czas tak myślała.
-Może dasz zaprosić się na kawę? Albo coś?
Spojrzał w jej ciemne tęczówki.
-Wiesz, Alex, nie lubię kawy. Po za tym, ty chyba za bardzo nie masz czasu... Wiesz, musisz wracać do kraju...
Sama nie wie dlaczego tak się zachowała. Dlaczego była taka zimna w stosunku do Alexisa. Przecież ona go pragnęła, a nic z tym nie zrobiła. Nawet jak los sam się do niej uśmiechnął i przysłał Sancheza do niej, ona go odtrąca. Co z tą dziewczyną jest nie tak?
-Susi, posłuchaj.
Zaczął i delikatnie załapał dziewczynę za obie ręce patrząc jej głęboko w oczy.
Aż serce podeszło jej do gardła! W tym momencie nie potrafiła myśleć, nie mogła nawet oddychać! Tak działał na nią...
-Ja wiem, że czujesz się zraniona... Przeze mnie. Ale dobrze wiesz też jak było naprawdę. Ja nie chciałem Cię skrzywdzić. Mi na Tobie cholernie zależy! Nawet nie wiesz jak ciężko było mi wytrzymać bez Ciebie przez pierwsze kilka miesięcy... Myślałem o Tobie dzień i noc. Mimo, że tak naprawdę między nami do niczego nie doszło, to ja Ciebie cholernie kochałem. Co ja gadam! Kocham nadal! Nie wiem jak to jest możliwe...
Wylatując z Barcelony, modliłem się, by w jakikolwiek sposób spotkać Ciebie w Londynie. Jak to się stało, że w tak wielkim mieście natrafiliśmy na siebie? Myślisz, że to przypadek? Ja tak nie uważam. Susi, drugi raz los sam nas pcha ku sobie. Nie widzisz tego?
Spojrzał na dziewczynę. Ta nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa. Kontynuował dalej.
-Wiem, że ja dla Ciebie też nie jestem obojętny. W innym razie, odpowiedziałabyś mi cokolwiek. A ty tylko stoisz i rozmarzonymi oczami wpatrujesz się we mnie. Nawet nie wiesz jak bardzo mi się to podoba!
Urwał swoją wypowiedź, czując, że dziewczyna mocniej ścisnęła jego dłoń.
-Alex, ja...
Wyjąkała.
Była cała roztrzęsiona. Nie potrafiła skleić żadnego logicznego zdania. Ba! nie mogła czegokolwiek powiedzieć.
-Susi, daj mi jeszcze jedną szansę. Tym razem bez żadnych kłamstw i wyrobionych opinii. Spróbujemy od nowa? Z czystą kartą?
Nie mogła uwierzyć w to co słyszy! Myślała, że się przesłyszała! On mówił całkowicie poważnie...
-Alex... Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Ty mieszkasz w Barcelonie, ja tutaj... To nie ma sensu. Nawet nie ma co próbować. Oszczędzimy sobie tylko późniejszych cierpień i rozczarowań...
Puściła jego dłonie i schowała je w kieszeń.
-Czyli... Nie?
Nie był przyzwyczajony do takiej sytuacji. Zawsze dostawał to co chce. A jeśli chodzi o dziewczyny, to nigdy nie spotkał się z odmową. Bo przecież to boski Sanchez. Jemu się nie odmawia. A tutaj taka sytuacja...
-Nie chcę znowu cierpieć...
Przełknęła ślinę. Czuła, że jest już bliska płaczu. Czuła, że pierwsze łzy zaczynają jej napływać do oczu.
-Dlaczego zakładasz, że będziesz cierpieć? Przecież wystarczy trochę chęci, a będziemy szczęśliwi! Nie musi być źle... Coś się wymyśli, Susi, proszę, nie zostawiaj mnie po raz drugi...
Przybliżył się do brunetki i delikatnie ją objął. Wiedziała, że jak pozwoli mu na kolejny krok, to wpadnie po same uszy. Zakocha się, bezpowrotnie się zakocha. Chcąc tego uniknąć odsunęła się od Chilijczyka.
-Naprawdę Cię przepraszam... Dość się nacierpiałam, nie wytrzymam takiej kolejnej dawki...
Spojrzała na niego. Ostatni raz. Już po chwili odwróciła się i poszła w stronę domu.
Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć! Wiedział, że ona go kocha. To dlaczego nie chce z nim być? Dziwna dziewczyna...
*~~~*
Przed powrotem do mieszkania, chciała trochę ochłonąć. Usiadła na ławce i wyciągnęła kolejnego papierosa. To była jedna z tych rzeczy, po których od razu poprawiał jej się humor i czuła się po prostu lepiej.
Ochłonęła. Poszła jeszcze do sklepu po żel i mleko i wróciła do mieszkania.
Chris siedział przy kuchennym stole i jadł kanapkę. Nie miała teraz ochoty na rozmowy. Jedyne teraz czego chciała, to w spokoju położyć się na łóżku i zasnąć.
-Kupiłaś żel?
Łapała już za klamkę od swojego pokoju, gdy usłyszała głos starszego brata.
-Masz.
Rzuciła żel na kanapę i weszła do pokoju. Zdążyła tylko ściągnąć bluzę i rzuciła się na łóżko przykrywając się po samą szyję. Wyjrzała przez okno i zaczęła rozmyślać.
Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego nie pozwala miłości wejść w swoje życie? Przecież tego tak bardzo chce... Ale równie mocno się tego boi. Kiedyś, była zupełnie inna. Nie przejmowała się uczuciami innych. Sama też nie obdarowywała nikogo nimi. Teraz, gdy jest Sanchez jest inaczej. Dlaczego nie pozwala mu spróbować siebie uszczęśliwić? Może ktoś powinien przemówić jej do rozsądku... W takich momentach właśnie przydają się starsi bracia.
-Suss, mogę wejść?
Uchylił lekko drzwi wysoki blondyn. Nie czekał na odpowiedź. Zamknął drzwi za sobą i wszedł pod koc kładąc się obok siostry.
-Stało się coś?
Podłożył sobie poduszkę pod głowę.
-Nic specjalnego.
Leżała do niego tyłem.
-Nie spotkałaś nikogo szczególnego?
Wyczuła, że coś tutaj nie gra. Wyczuła, że on o czymś wie, inaczej nie robiłby takich podchodów.
-Nie.
Była ciekawa, co jej odpowie.
-Dobra, powiem po ludzku. Moim zdaniem, powinnaś dać mu szansę.
Znów myślała, że się przesłyszała. Ze zdziwienia aż odwróciła się i spojrzała na brata. Wyglądał bardzo poważnie. Leżał z rękami położonymi pod głową i wpatrywał się w nią swoimi jasnymi oczami.
-Skąd wiesz?
Spytała lekko uniesionym głosem.
-Przynajmniej on był ze mną szczery. Nie to co niektórzy. Ale nie chcę się kłócić, rozumiem, że miałaś powód, by mi o tym nie mówić. Szanuję to. Ale uważam, że mimo wszystko powinnaś dać mu szansę. Ten chłopak nie widzi świata poza Tobą. Widać, że naprawdę Cię kocha.
I jakby oczy jej się otworzyły. I nie tylko oczy. Serce również.
-Naprawdę uważasz, że powinnam...
Nie dał jej skończyć.
-Tak, jedź do niego, kluczyki na szafce w korytarzu. Teraz będzie na lotnisku.
Nie potrzebowała więcej. Rzuciła się z gorącymi uściskami na brata, by mu podziękować, że udało jej się przemówić do rozsądku.
Już po chwili nie było po niej śladu.
6. Cieszę się, że Cię mam
Na lotnisku panowało wielkie zamieszanie. Mimo, że wybrali późny lot, bo o godzinie dwudziestej pierwszej, to fanów, fotoreporterów i dziennikarzy było bardzo dużo. W sumie nie ma co się dziwić, to wielka Barcelona.
Droga na lotnisko zajęła jej około piętnastu minut. Wchodząc w pierwszy korytarz, od razu wiedziała, że idzie w dobrym kierunku. Słyszała skandowane słowo "Barca" przeplatane wraz z innymi imionami piłkarzy.
Dzisiaj, Barcelonistas mieli jakiś naprawdę dobry dzień. Niemal całą drużyną rozdawali autografy. Wyciągnęła z torby jakąś kartę i długopis i podeszła w stronę podpisującego swoje zdjęcia Alexisa. Stał niemal na samym końcu, przy oknie. Jakby kogoś przez nie wypatrywał. Jednak "wierne fanki" mu w tym przeszkadzały. Co chwilę była coraz bliżej niego. W głowie tysiące myśli i ta jedna, najważniejsza- Sanchez.
-Mogę prosić o autograf dla najgłupszej dziewczyny na świecie, która niemal pozwoliła odlecieć swojej największej miłości?
Spytała stojąco obok niego. Już po chwili podniósł głowę, która do tej pory była opuszczona w dół. Smutny wyraz twarzy zamienił się najszczerszy uśmiech.
-Przepraszam Cię.
Dodała, gdy Sanchez wpatrywał się w nią swoimi ciemnymi oczami.
Ten, nie czekając długo mocno przytulił dziewczynę do siebie.
-Bałem się, że więcej Cię nie zobaczę... Susi, ja Ciebie naprawdę kocham.
Szeptał jej do ucha.
To były najpiękniejsze słowa, jakie mogła usłyszeć. Czuła, że to ten jedyny. Teraz dobrze wiedziała, że chce spędzić z nim resztę życia.
-Ja Ciebie też kocham.
Spojrzała w jego oczy. Długo nie musiała czekać na ruch Alexisa. Delikatnie przybliżył swoją głowę do jej, i czule ją pocałował.
Tak bardzo tego pragnęła. Teraz naprawdę czuła, że jest szczęśliwa.
Najchętniej wsiadłaby do samolotu razem z nim. Przez moment nawet Alexis ją do tego przekonywał, jednak wiedziała, że nie może polecieć.
Ustalili, że spotkają się za trzy tygodnie w Barcelonie. I że już tam zostaną, razem, na zawsze.
*~~~*
Jak minęły te następne trzy tygodnie? Cóż, były dla nich bardzo trudne. Mimo, że teoretycznie byli razem, to jednak widzieli się tylko przez monitor, a słyszeli przez komórkę. To była wielka próba dla ich związku. Mimo, że dopiero on się narodził, dopiero zakwitł, to już musieli się rozdzielić. Cóż, ale nie mieli innego wyboru. Alexis musiał być w Hiszpanii, miał tam pracę, musiał grać. Suss też miała pracę. Tutaj, w Londynie.
Bracia Susanny co do jej związku mieli podzielone zdania. Chris, był jak najbardziej za, w końcu to jakby nie było, dzięki niemu są teraz razem. Ben, Bena zbytnio to nie obchodzi. Cieszy się, że jego siostra jest szczęśliwa, reszta go nie obchodzi. Najgorzej to wszystko przyjął Jack. Nie dość, że wyrobił sobie o Alexisie opinie, po usłyszeniu togo, co działo się w Hiszpanii, to jeszcze uważał, że związek z tak znanym piłkarzem i tak nie ma szans przetrwać. Przez pewien czas nie pozwalał nawet siostrze polecieć do niego. Bardzo się o to pokłócili. On chciał dla niej dobrze, ale nie rozumiał tego, że ona może być tylko szczęśliwa przy Chilie. Kto mu to uświadomił? Emma. Wytłumaczyła mu, że Susanna to duża dziewczynka, poradzi sobie. Że on teraz ma własną rodzinę i musi się o nią troszczyć. Że pora, żeby Suss też założyła swoją rodzinę.
Nie było mu łatwo pogodzić się z myślą, że teraz będzie widział siostrę najwyżej dwa, może trzy razy do roku. To była jego ukochana, mała siostrzyczka, o którą zawsze musiał dbać. Która zawsze musiała być blisko niego. Czuł, że musi się nią opiekować. Nie mógł się pogodzić z myślą, że teraz kto inny zajmie jego miejsce....
Ale z upływem czasu powoli oswajał się z tą wiadomością. Zrozumiał, że ona przy nim będzie szczęśliwa.
Z każdym kolejnym dniem utwierdzała się z wiadomością, że kocha Sancheza. Mimo, że widzieli się tylko przez monitor, to i tak uczucie wzrastało. Czuła, że to ten jedyny.
Ostatnią rzeczą, jaka trzymała ją jeszcze w Londynie, była praca. Nie mogła jej zachować i mieszkać w Hiszpanii. A szef nie miał na tyle znajomości, by przenieść ją do Hiszpańskiej korporacji. Musiała się pożegnać z pracą, którą jakby nie było, bardzo lubiła. Ale cóż, miłość była dla niej ważniejsza niż praca.
Wtorkowy poranek. Ostatni w Londynie, od teraz chce zacząć nowe życie, u boku Alexisa.
Wszystko już spakowane, walizki w bagażniku, można ruszać na lotnisko. Cieszyła się, że jedzie leci do Hiszpanii. Bardzo tego chciała. Ale z drugiej strony, nie chciała zostawiać braci.
Mimo tego, że teraz będą ich dzielić setki kilometrów, to i tak wie, że będzie mogła na nich liczyć. Zawsze. Na każdego z osobna i na wszystkich razem. Bo rodzeństwo właśnie tak działa. Mimo, że ciągle się kłócą, biją, sprzeczają i zwykle w niczym nie zgadzają, to gdy dojdzie co do czego, są w stanie wskoczyć za sobą w ogień.
Najtrudniejsze było pożegnanie. Mimo, że wiedziała, że będzie szczęśliwa, że oni też będą szczęśliwi i że będą się widywać najczęściej jak to tylko możliwe, było jej bardzo smutno.
Cieszyła się, że na lotnisko przyjechali wszyscy. Nawet zawsze nie obecny Ben pofatygował się, by pożegnać się z siostrą. Był on, Chris, Jack z Emmą i Ismeną. Przyszedł pożegnać się nawet Oscar.
Cieszyła się, że może na nich wszystkich liczyć. Cieszyła się, że ma tak wspaniałych przyjaciół. A myśl, że za kilka godzin, zobaczy swoją największą miłość aż pchała ją w stronę samolotu.
-Kocham Was!
Pora lecieć. Usiadła wygodnie w beżowym fotelu i nie myślała kompletnie o niczym. Była po prostu szczęśliwa. Czuła, wiedziała, że teraz wszystko będzie dobrze. Że wszystko jej się uda. Chciała, już być w Barcelonie.
*~~~*
Wysiadła z przekonaniem, że wszystko jej się uda. Że będzie szczęśliwa, szczęśliwa z Alexisem.
Zobaczyła go od razu. Stał zaraz obok bramek z wielkim bukietem czerwonych róż. Taki romantyk się z niego zrobił.
Jak najszybciej do niego podbiegła i rzuciła mu się w ramiona.
-Tak bardzo cieszę się, że jesteś!
Wyszeptał jej do ucha.
Czuła się wspaniale. Wiedziała, że to z nim chce spędzić resztę życia. To był ten jedyny.
Pojechali jego czarnym audi do villi Sancheza. Tej samej, w której mieszkał półtorej roku temu.
-Cóż, to teraz tutaj będziesz mieszkała.
Położył jej dwie czarne walizki w salonie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się z tego powodu!
Owinęła swoje ręce wokół jego szyi i spojrzała mu głęboko w oczy.
-Cieszę się, że Cie mam.
Pocałował ją w szyję. Oni naprawdę się kochali.
*~~~*
Cóż.
Mijały dni, miesiące, lata, a ta dwójka była przy sobie cały czas. Stworzyli naprawdę udany związek. A pomyśleć, że zaczęło się to od zwykłego "zlecenia". To przypadkowe spotkanie, doprowadziło do prawdziwej miłości. Czy to nie wspaniałe?
#############
Kooniec :D
Podobało się? Oby, starałam się ^^.
Tak więc póki co został mi jeszcze blog o Bibi. Obym dała radę dokończyć go, bo powiem Wam, jest ciężko...
Tak więc tutaj żegnam, zapraszam tam :)
sobota, 18 stycznia 2014
środa, 15 stycznia 2014
3. Tego gościa, lubią wszyscy!
Zaprowadziła go na taras widokowy. Było z niego idealnie widać całą okazałość Stamford Bridge. Dzieliła ich od niej tylko szklana szyba.
Usiedli na czerwonej kanapie zaraz obok wielkiego okna.
-Słuchaj Marc, odpowiedziałbyś mi na kilka pytań?
Założyła nogę na nogę i poprawiła swoje okulary.
-Wywiad?
Kiwnęła głową.
-No nie wiem, nie lubię udzielać wywiadów...
-Proszę!
Spojrzała na niego kocimi oczkami. Był zmuszony odpowiedzieć na kilka pytań.
-Ale ja też do Ciebie mam kilka pytań. Raz odpowiadasz ty, raz ja, okey?
Oparł się wygodnie na kanapie i już czekał na pierwsze pytanie.
Włączyła dyktafon i zadała pierwsze pytanie.
-Jak wrażenia po meczu? Zaskakujący wynik?
-Wiesz...
I się zaczęło... Przez blisko pięć minut mówił o swoich odczuciach po meczu. Mówił o wszystkim. O przyjeździe tutaj, o kibicach, o straconych bramkach i o zaangażowaniu, jakie włożyli w wyrównanie wyniku. Wspomniał również, że mimo przegranego meczu, zrobią wszystko by wygrać na Camp Nou.
-To teraz trochę bardziej osobiste pytania...
-Ej! Ej!
Przerwał jej.
-Teraz moja kolej.
Uśmiechnęła się i czekała tylko na pytanie.
-Masz zamiar spotkać się z Alexisem?
Zamarła. Siedziała wpatrzona w bruneta i nie potrafiła skleić zdania. W końcu jej się udało.
-A skąd to pytanie?
-Wiesz jak ty mu zawróciłaś w głowie? Powinnaś z nim porozmawiać.
-Zobaczymy czy będzie okazja.
Zobaczyła tylko przebiegły uśmiech na twarzy chłopaka. On już knuł plan jak sprawić, by ta dwójka na siebie wpadła.
Przez następne pół godziny zdawali sobie na przemian pytania. Zapytała się niemal o wszystko co oczekiwał od niej szef. Dodała jeszcze kilka pytań od siebie.
Po rozstaniu się z brunetem była przekonana, że to ona zdobędzie bonusa za ten mecz. Była tego pewna w stu procentach!
*~~~*
Krocząc korytarzem u samego jego końca ujrzała swojego brata. Nie był zadowolony...
-Gdzieś ty się podziewała?! Wiesz ile ja tutaj na Ciebie czekam?
Naskoczył na nią, gdy tylko podeszła bliżej niego.
-Nikt Ci nie kazał czekać.
Spojrzała na niego.
-Idziesz?!
Wrzasnął i zaczął kierować się w stronę samochodu.
Przez blisko dziesięć minut siedzieli w ciszy. Suss tylko przeglądała papiery. a Chris skupił się na prowadzeniu. W końcu przerwał tą głupią ciszę.
-Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłem, ale jestem umówiony z kumplami u Oscara w domu. I trochę się spieszę, a musiałem czekać na Ciebie ponad dwadzieścia minut. Gdzieś ty się w ogóle podziewała?
Zerknął na nią kątem oka i zmienił bieg.
-Czyli nie będzie Cię dziś w domu?
Dało się zauważyć, że nie jest zadowolona. Nie lubiła spędzać wieczorów, czy nocy sama.
-No nie, ale nie powinienem zbyt długo u niego siedzieć.
-A co do Twojego drugiego pytania, to przeprowadzałam wywiad.
-A, pewnie ten z bonusem, o którym mi mówiłaś?
-Tak.
-A kogo udało Ci się zaczepić? Bo widziałem, że Barcelończycy nie chętnie udzielali wywiadów. W końcu przegrali!
Krzyknął zadowolony, a uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy.
-No wiesz, z Tobą nie da się wygrać! Jesteś najlepszy!
Uderzyła brata lekko w ramię.
-Rozmawiałam z Marc'em Bartrą. Wpadłam na niego w sali konferencyjnej i tak jakoś łatwo poszło.
-Wzięłaś autograf od niego, albo zdjęcie?
Zdziwiło ją to pytanie.
-Na co Ci?!
-Wiesz... Barcelona to świetna drużyna. Chce zdobyć autografy bądź zdjęcia, a potem je sprzedać. Nawet mam kilka.
Chwalił się.
-Tak? Kogo?
-Udało mi się pogadać z Alvesem, Fabregasem, Xavim i Alexisem. Z tego ostatniego jestem najbardziej zadowolony, bo wiesz, podziwiam go jako piłkarza. I nie uwierzysz! Otwórz moją torbę.
Sięgnęła ręką na torbę leżącą na tylnym siedzeniu. Odsuwając zamek zerknęła na brata, uśmiechał się i aż cały promieniał.
Gdy już odsunęła torbę, ujrzała granatowo-bordową koszulkę z herbem. Wyciągnęła ją i obróciła tyłem do siebie.
-Dał Ci koszulkę?
Przeczytała "Alexis 9". Aż zrobiło jej się cieplej na sercu. Mimo, że już nic do niego nie czuła, zawsze cieszyła się, gdy widziała lub słyszała coś z nim związanego.
-No! To naprawdę spoko gość, rozmawialiśmy przez dobre dziesięć minut! A koszulkę dał mi bez najmniejszego problemu. A powiem Ci, że bardzo się zdziwiłem, bo przecież do koszulka z LM, a jeszcze strzelił w niej bramkę... Świetny człowiek.
Tylko zerkała na brata, gdy to mówił. Miał rację, to był świetny człowiek.
-Ej, Suss.
Zatrzymał samochód na podjeździe pod domem.
-A może chcesz iść ze mną?
Dziewczyna już łapała za klamkę, a puściła ją, gdy usłyszała to pytanie.
-Wiesz Chris, to wasza impreza, ja się nie będę wpraszała...
-No dawaj! Z tego co słyszałem, może wpadnie ktoś z Barcelony! Choć, poznasz ich, będzie fajnie. Może Sanchez będzie! Przedstawie Cię, polubicie się.
Zanim Chris powiedział to ostatnie zdanie, była możliwość, że się zgodzi. Chciała z nim pójść. Wiedziała, że koledzy brata nie mieli by nic przeciwko, bo zawsze się z nimi dobrze dogadywała, poza tym, oni też pewnie będą z partnerkami. Ale gdy Chris powiedział to ostatnie zdanie, od razu wiedziała, że tam nie pójdzie. Jakby to wyglądało? Cześć, Alex, to moja siostra Susanna. A nie, wiesz my już się znamy, rozkochał mnie w sobie w Barcelonie, a nie był ze mną szczery i musiałam wyjeżdżać ze złamanym sercem.
No chyba coś nie pasuje...
-Nie, Chris, jestem zmęczona. Baw się dobrze, do zobaczenia rano.
Wysiadła z samochodu. Po przejściu kilku kroków odwróciła się i pomachała bratu. Już po chwili zniknęła w murach budynku.
Jakie to jest uczucie, gdy po kilku godzinnym chodzeniu na wysokim obcasie w końcu możesz je ściągnąć? Jest to najlepsze uczucie na świecie! Ta ulga, która temu towarzyszy jest najlepsza.
Po zostawieniu butów przy szafce na kurtki, buty i parasolki weszła wgłąb mieszkania. Teczkę z papierami położyła na kuchennym blacie, tak samo jak okulary. Włosy rozpuściła i weszła do łazienki w celu odświeżenia się.
Było już późno, więc od razu przebrała się w piżamę i położyła się do łóżka.
Nie chciała jeszcze zasnąć. Chciała poczytać książkę, którą pożyczył jej Oscar, o brazylijskim piłkarzu z bardzo biednej rodziny, który robi karierę w jednym z hiszpańskich klubów, zdobywa wszystko, a później stacza się na samo dno.
Niestety, gdy tylko otworzyła książkę i przeczytała kilka zdań, od razu zasnęła.
*~~~*
Gdy Susanna spała, Chris właśnie podjeżdżał pod dom Oscara.
-Co tak długo?
Przywitał go przyjaciel, gdy tylko ujrzał jego postać w drzwiach swojego domu.
-Musiałem na Suss czekać, a wiesz jak to z nią, zawsze się spóźnia.
Ściągnął czarną, skórzaną kurtkę i rzucił ją na krzesło stojące zaraz obok. Właśnie to był wieszak Oscara.
-Siema!
Przywitał się wchodząc do salonu. Byli tam Ryan Bertrand, César Azpilicueta i David Luiz, którzy grali w karty i pili piwo.
-Tylko wy jesteście?
Usiadł obok nich i otworzył sobie butelkę z piwem.
-A co tak zdziwiony?
Spytał Ryan.
-Myślałem, że będziecie z kimś, to jednak dobrze, że Suss nie brałem.
Upił łyka.
-Nudziłaby się tylko.
Przez następne półgodziny rozmawiali o meczu. Właściwie nic ciekawego się nie działo, do czasu...
Gdy sprzeczali się, który piłkarz powinien zostać graczem meczu, usłyszeli dzwoniący dzwonek do drzwi.
Oscar zerwał się z miejsca i szybkim krokiem podszedł do drzwi.
-Hooola!
Przywitali się wszyscy faceci stojący w drzwiach. Była ich aż trójka.
-Do dobrego domu trafiliśmy?
Zaczął Fabregas, gdy jeszcze stali w progu domu.
-Tak, wchodźcie, nie przypuszczałem, że serio przyjdziecie.
-My zawsze dotrzymujemy słowa. Po za tym, impreza nie mogła nas ominąć.
Dorzucił Bartra i wszedł do środka razem z dwójką swoich kolegów.
-Patrzcie kto nas odwiedził!
Nagle wszystkie oczy w salonie zostały zrucone w stronę przybyszów z Hiszpanii.
Szybko złapali wspólny język, a wypite kolejne piwa, które przynieśli se sobą tylko im to ułatwiły.
-Mieszkacie wszyscy razem?
Zapytał Cesc rozglądając się po domu.
-W ogóle, kogo to dom?
-Mój!
Zgłosił się jak do odpowiedzi Oscar.
-I mieszkam sam. Z nimi bym nie wytrzymał! Znaczy nie tak do końca sam, mieszkam z bratem i jego dziewczyną.
-Taki trójkącik?
Przerwał mu Sanchez.
Nikt mu nie odpowiedział, tylko wszyscy zaczęli się śmiać z jego głupoty.
-Kiedy wracacie do Hiszpanii?
Spytał Oscar.
-Jutro wieczorem mamy samolot. A przed tym mamy cały dzień dla siebie.
Odpowiedział Bartra.
-To zapraszam do mnie!
Zaśmiał się Maxwille.
-Mieszkam tylko z dwójką rodzeństwa, których i tak nie będzie w domu. Chętnie Wam pokaże najciekawsze miejsca w Londynie. Co wy na to?
Spojrzał na swoich nowych kolegów i lekko się uśmiechnął.
-Właściwie to czemu nie.
Wzruszył ramionami Alexis.
-To jesteśmy umówieni.
Podsumował wszystko Chris.
*~~~*
Najpierw rundka w Fifę, kilka piw, później pływanie w basenie, a dopowiem, że woda nie była ciepła, w dodatku robiło się chłodno. Oby tylko się nie przeziębili, ale dziwne ma się pomysły po alkoholu...
Spędzili w swoim towarzystwie dobre sześć godzin. Z całej gromady, najgorzej trzymał się Oscar. Mimo, że wypił najmniej, to była najbardziej pijany.
-Ej chłopaki, pomóżcie zanieść mi go do jego pokoju.
Chris spojrzał na przyjaciela leżącego w rogu pokoju na podłodze.
Liczył na to, że wszyscy ochoczo pomogą mu zanieść go do sąsiedniego pokoju. Ale przecież gra w Fifę i piwo jest ważniejsze.
-Ja Ci pomogę.
Alexis podszedł do Oscara i chwycił go za nogi.
Alexis jako jedyny nie grał w Fifę. Czemu? Bo cały czas przegrywał, a on nie lubił przegrywać, dlatego nie grał.
Chris chwycił kompletnie pijanego Brazylijczyka za ramiona i zaczął kierować się w stronę jego pokoju.
Stworzyli z Sanchezem zgraną ekipę. Już po chwili Oscar leżał w łóżku.
-Chris...
Usłyszał głos Oscara, gdy wraz z Sanchezem stali już przy drzwiach z zamiarem wyjścia z pokoju.
-Bardzo podoba mi się Twoja siostra...
Zaczął mamrotać.
-Powiedz jej, że chce jej kupić słonia, żeby mogła trzymać go w akwarium... Mówiła mi, że lubi koty...
Co on pieprzy? Sanchez i Chris stali przy drzwiach i zwijali się ze śmiechu. Nie sądzili, że można być tak głupim i tak pijanym, by wypowiedzieć tak nielogiczne zdanie, najwyraźniej można...
-Idź spać idioto..
Chris zamknął drzwi i wraz z Sanchezem poszli do salonu.
-Twoja siostra musi być nieźle zakręcona, skoro takie zachcianki ma.
Sanchez spojrzał na Chrisa i szczerze się uśmiechnął.
-Ty to powiedziałeś poważnie, czy jesteś równie głupi i pijany jak Oscar?
-Spoko, koleś, żartuję.
Uderzył go lekko w ramię.
-To ładną siostrę masz?
Kontynuował.
-Zapomnij. Nawet nie próbuj jej podrywać.
Zagroził palcem.
-Nawet nie zamierzałem! Po prostu, skoro Oscarowi się podoba, to wydaje mi się, że jest ładna, chce się tylko upewnić. Masz jej jakieś zdjęcie? Jak ma na imię?
-Na co Ci to? Jutro ją poznasz, to się dowiesz. Jeżeli przyjdziesz do mnie...
Spojrzał na niego. Od zawsze podziwiał tego chłopaka. Jego styl gry, zachowanie na boisku, miłość to tego co robi była bardzo podobny do Alexisa. Teraz, gdy troszkę lepiej go poznać, dowiedział się również, to że to bardzo fajny facet. Taki normalny, zabawny chłopak. Chciał go poznać jeszcze lepiej, zaprzyjaźnić się z nim. Jego odwiedziny do świetny pomysł.
-Przyjdę, przyjdę! Ale raczej sam, bo chłopaki z tego co wiem wybierają się na grupowe zwiedzanie miasta. Przynajmniej tak coś Song gadał...
-No w porządku. Nie będziesz żałował, że postanowiłeś jednak pozwiedzać ze mną. W końcu, kto zna tak dobrze to miasto, jak nie ja?
Wskazał palcem w swoją stronę i głośno się zaśmiał.
Rozmawiali jeszcze z piętnaście minut. Naprawdę świetnie się dogadywali. Jakby co najmniej znali się dobrych kilka lat.
Około godziny pierwszej w nocy, piłkarze Blaugrany opuścili dom Oscara i wrócili do hotelu. The Blues w spokoju rozeszli się do swoich domów. Ich partnerki pewnie nie będą zadowolone...
Chris jako, że był najlepszym przyjacielem Oscara i miał jego kluczyki, musiał trochę ogarnąć po imprezie, no Oscar nie był w stanie...
Zamknął drzwi balkonowe, wylał do zlewu resztki napojów alkoholowych, wyłączył telewizor i zgasił światła. Przed opuszczeniem domu, ostatni raz zajrzał do Brazylijczyka. Spał jak dziecko, gdyby nie to, że bardzo głośno oddychał, można by było pomyśleć, że nie żyje.
Wyszedł na zewnątrz, zamknął drzwi na klucz i ruszył w stronę swojego mieszkania.
Chciał choć trochę odpocząć. Jutro ma odwiedzić go jego idol.
Usiedli na czerwonej kanapie zaraz obok wielkiego okna.
-Słuchaj Marc, odpowiedziałbyś mi na kilka pytań?
Założyła nogę na nogę i poprawiła swoje okulary.
-Wywiad?
Kiwnęła głową.
-No nie wiem, nie lubię udzielać wywiadów...
-Proszę!
Spojrzała na niego kocimi oczkami. Był zmuszony odpowiedzieć na kilka pytań.
-Ale ja też do Ciebie mam kilka pytań. Raz odpowiadasz ty, raz ja, okey?
Oparł się wygodnie na kanapie i już czekał na pierwsze pytanie.
Włączyła dyktafon i zadała pierwsze pytanie.
-Jak wrażenia po meczu? Zaskakujący wynik?
-Wiesz...
I się zaczęło... Przez blisko pięć minut mówił o swoich odczuciach po meczu. Mówił o wszystkim. O przyjeździe tutaj, o kibicach, o straconych bramkach i o zaangażowaniu, jakie włożyli w wyrównanie wyniku. Wspomniał również, że mimo przegranego meczu, zrobią wszystko by wygrać na Camp Nou.
-To teraz trochę bardziej osobiste pytania...
-Ej! Ej!
Przerwał jej.
-Teraz moja kolej.
Uśmiechnęła się i czekała tylko na pytanie.
-Masz zamiar spotkać się z Alexisem?
Zamarła. Siedziała wpatrzona w bruneta i nie potrafiła skleić zdania. W końcu jej się udało.
-A skąd to pytanie?
-Wiesz jak ty mu zawróciłaś w głowie? Powinnaś z nim porozmawiać.
-Zobaczymy czy będzie okazja.
Zobaczyła tylko przebiegły uśmiech na twarzy chłopaka. On już knuł plan jak sprawić, by ta dwójka na siebie wpadła.
Przez następne pół godziny zdawali sobie na przemian pytania. Zapytała się niemal o wszystko co oczekiwał od niej szef. Dodała jeszcze kilka pytań od siebie.
Po rozstaniu się z brunetem była przekonana, że to ona zdobędzie bonusa za ten mecz. Była tego pewna w stu procentach!
*~~~*
Krocząc korytarzem u samego jego końca ujrzała swojego brata. Nie był zadowolony...
-Gdzieś ty się podziewała?! Wiesz ile ja tutaj na Ciebie czekam?
Naskoczył na nią, gdy tylko podeszła bliżej niego.
-Nikt Ci nie kazał czekać.
Spojrzała na niego.
-Idziesz?!
Wrzasnął i zaczął kierować się w stronę samochodu.
Przez blisko dziesięć minut siedzieli w ciszy. Suss tylko przeglądała papiery. a Chris skupił się na prowadzeniu. W końcu przerwał tą głupią ciszę.
-Przepraszam, że tak na Ciebie naskoczyłem, ale jestem umówiony z kumplami u Oscara w domu. I trochę się spieszę, a musiałem czekać na Ciebie ponad dwadzieścia minut. Gdzieś ty się w ogóle podziewała?
Zerknął na nią kątem oka i zmienił bieg.
-Czyli nie będzie Cię dziś w domu?
Dało się zauważyć, że nie jest zadowolona. Nie lubiła spędzać wieczorów, czy nocy sama.
-No nie, ale nie powinienem zbyt długo u niego siedzieć.
-A co do Twojego drugiego pytania, to przeprowadzałam wywiad.
-A, pewnie ten z bonusem, o którym mi mówiłaś?
-Tak.
-A kogo udało Ci się zaczepić? Bo widziałem, że Barcelończycy nie chętnie udzielali wywiadów. W końcu przegrali!
Krzyknął zadowolony, a uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy.
-No wiesz, z Tobą nie da się wygrać! Jesteś najlepszy!
Uderzyła brata lekko w ramię.
-Rozmawiałam z Marc'em Bartrą. Wpadłam na niego w sali konferencyjnej i tak jakoś łatwo poszło.
-Wzięłaś autograf od niego, albo zdjęcie?
Zdziwiło ją to pytanie.
-Na co Ci?!
-Wiesz... Barcelona to świetna drużyna. Chce zdobyć autografy bądź zdjęcia, a potem je sprzedać. Nawet mam kilka.
Chwalił się.
-Tak? Kogo?
-Udało mi się pogadać z Alvesem, Fabregasem, Xavim i Alexisem. Z tego ostatniego jestem najbardziej zadowolony, bo wiesz, podziwiam go jako piłkarza. I nie uwierzysz! Otwórz moją torbę.
Sięgnęła ręką na torbę leżącą na tylnym siedzeniu. Odsuwając zamek zerknęła na brata, uśmiechał się i aż cały promieniał.
Gdy już odsunęła torbę, ujrzała granatowo-bordową koszulkę z herbem. Wyciągnęła ją i obróciła tyłem do siebie.
-Dał Ci koszulkę?
Przeczytała "Alexis 9". Aż zrobiło jej się cieplej na sercu. Mimo, że już nic do niego nie czuła, zawsze cieszyła się, gdy widziała lub słyszała coś z nim związanego.
-No! To naprawdę spoko gość, rozmawialiśmy przez dobre dziesięć minut! A koszulkę dał mi bez najmniejszego problemu. A powiem Ci, że bardzo się zdziwiłem, bo przecież do koszulka z LM, a jeszcze strzelił w niej bramkę... Świetny człowiek.
Tylko zerkała na brata, gdy to mówił. Miał rację, to był świetny człowiek.
-Ej, Suss.
Zatrzymał samochód na podjeździe pod domem.
-A może chcesz iść ze mną?
Dziewczyna już łapała za klamkę, a puściła ją, gdy usłyszała to pytanie.
-Wiesz Chris, to wasza impreza, ja się nie będę wpraszała...
-No dawaj! Z tego co słyszałem, może wpadnie ktoś z Barcelony! Choć, poznasz ich, będzie fajnie. Może Sanchez będzie! Przedstawie Cię, polubicie się.
Zanim Chris powiedział to ostatnie zdanie, była możliwość, że się zgodzi. Chciała z nim pójść. Wiedziała, że koledzy brata nie mieli by nic przeciwko, bo zawsze się z nimi dobrze dogadywała, poza tym, oni też pewnie będą z partnerkami. Ale gdy Chris powiedział to ostatnie zdanie, od razu wiedziała, że tam nie pójdzie. Jakby to wyglądało? Cześć, Alex, to moja siostra Susanna. A nie, wiesz my już się znamy, rozkochał mnie w sobie w Barcelonie, a nie był ze mną szczery i musiałam wyjeżdżać ze złamanym sercem.
No chyba coś nie pasuje...
-Nie, Chris, jestem zmęczona. Baw się dobrze, do zobaczenia rano.
Wysiadła z samochodu. Po przejściu kilku kroków odwróciła się i pomachała bratu. Już po chwili zniknęła w murach budynku.
Jakie to jest uczucie, gdy po kilku godzinnym chodzeniu na wysokim obcasie w końcu możesz je ściągnąć? Jest to najlepsze uczucie na świecie! Ta ulga, która temu towarzyszy jest najlepsza.
Po zostawieniu butów przy szafce na kurtki, buty i parasolki weszła wgłąb mieszkania. Teczkę z papierami położyła na kuchennym blacie, tak samo jak okulary. Włosy rozpuściła i weszła do łazienki w celu odświeżenia się.
Było już późno, więc od razu przebrała się w piżamę i położyła się do łóżka.
Nie chciała jeszcze zasnąć. Chciała poczytać książkę, którą pożyczył jej Oscar, o brazylijskim piłkarzu z bardzo biednej rodziny, który robi karierę w jednym z hiszpańskich klubów, zdobywa wszystko, a później stacza się na samo dno.
Niestety, gdy tylko otworzyła książkę i przeczytała kilka zdań, od razu zasnęła.
*~~~*
Gdy Susanna spała, Chris właśnie podjeżdżał pod dom Oscara.
-Co tak długo?
Przywitał go przyjaciel, gdy tylko ujrzał jego postać w drzwiach swojego domu.
-Musiałem na Suss czekać, a wiesz jak to z nią, zawsze się spóźnia.
Ściągnął czarną, skórzaną kurtkę i rzucił ją na krzesło stojące zaraz obok. Właśnie to był wieszak Oscara.
-Siema!
Przywitał się wchodząc do salonu. Byli tam Ryan Bertrand, César Azpilicueta i David Luiz, którzy grali w karty i pili piwo.
-Tylko wy jesteście?
Usiadł obok nich i otworzył sobie butelkę z piwem.
-A co tak zdziwiony?
Spytał Ryan.
-Myślałem, że będziecie z kimś, to jednak dobrze, że Suss nie brałem.
Upił łyka.
-Nudziłaby się tylko.
Przez następne półgodziny rozmawiali o meczu. Właściwie nic ciekawego się nie działo, do czasu...
Gdy sprzeczali się, który piłkarz powinien zostać graczem meczu, usłyszeli dzwoniący dzwonek do drzwi.
Oscar zerwał się z miejsca i szybkim krokiem podszedł do drzwi.
-Hooola!
Przywitali się wszyscy faceci stojący w drzwiach. Była ich aż trójka.
-Do dobrego domu trafiliśmy?
Zaczął Fabregas, gdy jeszcze stali w progu domu.
-Tak, wchodźcie, nie przypuszczałem, że serio przyjdziecie.
-My zawsze dotrzymujemy słowa. Po za tym, impreza nie mogła nas ominąć.
Dorzucił Bartra i wszedł do środka razem z dwójką swoich kolegów.
-Patrzcie kto nas odwiedził!
Nagle wszystkie oczy w salonie zostały zrucone w stronę przybyszów z Hiszpanii.
Szybko złapali wspólny język, a wypite kolejne piwa, które przynieśli se sobą tylko im to ułatwiły.
-Mieszkacie wszyscy razem?
Zapytał Cesc rozglądając się po domu.
-W ogóle, kogo to dom?
-Mój!
Zgłosił się jak do odpowiedzi Oscar.
-I mieszkam sam. Z nimi bym nie wytrzymał! Znaczy nie tak do końca sam, mieszkam z bratem i jego dziewczyną.
-Taki trójkącik?
Przerwał mu Sanchez.
Nikt mu nie odpowiedział, tylko wszyscy zaczęli się śmiać z jego głupoty.
-Kiedy wracacie do Hiszpanii?
Spytał Oscar.
-Jutro wieczorem mamy samolot. A przed tym mamy cały dzień dla siebie.
Odpowiedział Bartra.
-To zapraszam do mnie!
Zaśmiał się Maxwille.
-Mieszkam tylko z dwójką rodzeństwa, których i tak nie będzie w domu. Chętnie Wam pokaże najciekawsze miejsca w Londynie. Co wy na to?
Spojrzał na swoich nowych kolegów i lekko się uśmiechnął.
-Właściwie to czemu nie.
Wzruszył ramionami Alexis.
-To jesteśmy umówieni.
Podsumował wszystko Chris.
*~~~*
Najpierw rundka w Fifę, kilka piw, później pływanie w basenie, a dopowiem, że woda nie była ciepła, w dodatku robiło się chłodno. Oby tylko się nie przeziębili, ale dziwne ma się pomysły po alkoholu...
Spędzili w swoim towarzystwie dobre sześć godzin. Z całej gromady, najgorzej trzymał się Oscar. Mimo, że wypił najmniej, to była najbardziej pijany.
-Ej chłopaki, pomóżcie zanieść mi go do jego pokoju.
Chris spojrzał na przyjaciela leżącego w rogu pokoju na podłodze.
Liczył na to, że wszyscy ochoczo pomogą mu zanieść go do sąsiedniego pokoju. Ale przecież gra w Fifę i piwo jest ważniejsze.
-Ja Ci pomogę.
Alexis podszedł do Oscara i chwycił go za nogi.
Alexis jako jedyny nie grał w Fifę. Czemu? Bo cały czas przegrywał, a on nie lubił przegrywać, dlatego nie grał.
Chris chwycił kompletnie pijanego Brazylijczyka za ramiona i zaczął kierować się w stronę jego pokoju.
Stworzyli z Sanchezem zgraną ekipę. Już po chwili Oscar leżał w łóżku.
-Chris...
Usłyszał głos Oscara, gdy wraz z Sanchezem stali już przy drzwiach z zamiarem wyjścia z pokoju.
-Bardzo podoba mi się Twoja siostra...
Zaczął mamrotać.
-Powiedz jej, że chce jej kupić słonia, żeby mogła trzymać go w akwarium... Mówiła mi, że lubi koty...
Co on pieprzy? Sanchez i Chris stali przy drzwiach i zwijali się ze śmiechu. Nie sądzili, że można być tak głupim i tak pijanym, by wypowiedzieć tak nielogiczne zdanie, najwyraźniej można...
-Idź spać idioto..
Chris zamknął drzwi i wraz z Sanchezem poszli do salonu.
-Twoja siostra musi być nieźle zakręcona, skoro takie zachcianki ma.
Sanchez spojrzał na Chrisa i szczerze się uśmiechnął.
-Ty to powiedziałeś poważnie, czy jesteś równie głupi i pijany jak Oscar?
-Spoko, koleś, żartuję.
Uderzył go lekko w ramię.
-To ładną siostrę masz?
Kontynuował.
-Zapomnij. Nawet nie próbuj jej podrywać.
Zagroził palcem.
-Nawet nie zamierzałem! Po prostu, skoro Oscarowi się podoba, to wydaje mi się, że jest ładna, chce się tylko upewnić. Masz jej jakieś zdjęcie? Jak ma na imię?
-Na co Ci to? Jutro ją poznasz, to się dowiesz. Jeżeli przyjdziesz do mnie...
Spojrzał na niego. Od zawsze podziwiał tego chłopaka. Jego styl gry, zachowanie na boisku, miłość to tego co robi była bardzo podobny do Alexisa. Teraz, gdy troszkę lepiej go poznać, dowiedział się również, to że to bardzo fajny facet. Taki normalny, zabawny chłopak. Chciał go poznać jeszcze lepiej, zaprzyjaźnić się z nim. Jego odwiedziny do świetny pomysł.
-Przyjdę, przyjdę! Ale raczej sam, bo chłopaki z tego co wiem wybierają się na grupowe zwiedzanie miasta. Przynajmniej tak coś Song gadał...
-No w porządku. Nie będziesz żałował, że postanowiłeś jednak pozwiedzać ze mną. W końcu, kto zna tak dobrze to miasto, jak nie ja?
Wskazał palcem w swoją stronę i głośno się zaśmiał.
Rozmawiali jeszcze z piętnaście minut. Naprawdę świetnie się dogadywali. Jakby co najmniej znali się dobrych kilka lat.
Około godziny pierwszej w nocy, piłkarze Blaugrany opuścili dom Oscara i wrócili do hotelu. The Blues w spokoju rozeszli się do swoich domów. Ich partnerki pewnie nie będą zadowolone...
Chris jako, że był najlepszym przyjacielem Oscara i miał jego kluczyki, musiał trochę ogarnąć po imprezie, no Oscar nie był w stanie...
Zamknął drzwi balkonowe, wylał do zlewu resztki napojów alkoholowych, wyłączył telewizor i zgasił światła. Przed opuszczeniem domu, ostatni raz zajrzał do Brazylijczyka. Spał jak dziecko, gdyby nie to, że bardzo głośno oddychał, można by było pomyśleć, że nie żyje.
Wyszedł na zewnątrz, zamknął drzwi na klucz i ruszył w stronę swojego mieszkania.
Chciał choć trochę odpocząć. Jutro ma odwiedzić go jego idol.
niedziela, 12 stycznia 2014
2. Szczęście wreszcie dopisuje
Minęły dwa miesiące. Co się zmieniło? Oj dużo. w życiu każdego zaszły zmiany, u niektórych bardzo malutkie, niemal nie zauważalne, jak na przykład zrobienie kolejnego tatuażu, tym razem na łydce. Ben uwielbia tatuaże.
Ma ich już ponad dziesięć. Pierwszy zrobił sobie na osiemnaste urodziny. Teraz ma już między innymi wytatuowaną całą lewą rękę od łokcia do nadgarstka, uśmiechniętą buźkę na wewnętrznej części ramienia, oraz nóż i czaszkę z tyłu szyi. On to uwielbia. Teraz planuje wytatuować sobie coś na plecach, ale najpierw musi na to zarobić.
-Jesteśmy!
Krzyknął Ben u progu drzwi.
-Ben kretynie, zamknij się, Emma właśnie uspała małą!
Mówił Jack odkładając naczynia do szafek w kuchni.
W końcu mogli powiedzieć, że mają pełną rodzinę. Mała Ismena urodziła się trzy tygodnie temu. Jest naprawdę śliczna! Bardzo podobna do Jacka, póki co ma jego oczy, ale mogą się jeszcze zmienić.
-Jak malutka?
Usiadła na kanapie obok kołyszącej dziecko Emmy. Wyglądała pięknie, jak zawsze. Nawet te kilogramy, które doszły po ciąży tego nie zmieniły. Emma jest bardzo piękną kobietą. Ciemne oczy, kręcone krucze włosy i śniada cera. Nie ma co się dziwić, że tak bardzo zawróciła Jack'owi w głowie.
-Póki co wszystko dobrze. Tylko je, śpij, płacze i tak w kółko.
-Zobaczysz jak to minie. Za chwilę będziesz za nią biegać po podwórku.
-Wiem, właśnie tego się boję... Nie wiem czy dam sobie radę...
Zmartwiła się i spuściła głowę w dół spoglądając na córkę.
-Hej! Masz Jacka, poradzicie sobie, zobaczysz.
Do południa siedzieli w szóstkę w salonie. Ismena przebudziła się dosłownie tylko na kilkanaście minut i znów poszła spać.
-Przyjdziecie dzisiaj na mecz? W końcu Mourinho wypuszcza mnie w podstawowej jedenastce!
Cieszył się Chris popijając sok.
-Ja nie dam rady, robota.
Zaczął Ben.
-Raczej wątpię Chris, sorry.
Powiedział Jack spoglądając na swoją żonę i córeczkę.
-No ja będę, muszę.
Wzruszyła ramionami. Fakt musiała. W końcu jest dziennikarką sportową. Ma za zadanie po każdym meczu przeprowadzić chociaż jeden wywiad, który spodoba się jej szefowi i może, ale to jest bardzo mało prawdopodobne, bo jest dopiero początkującą dziennikarką trafi do gazety.
Ale dzisiejszy mecz w szczególności jej nie pasował. Dlaczego? Bo dzisiaj w ćwierćfinale Ligi Mistrzów Chelsea na własnym stadionie podejmuje Barcelonę. Wie, że on tam będzie. Wie, że go zobaczy. Ale czy się boi? Ona już przezwyciężyła ten strach. Usłyszenie jego imienia, lub czegokolwiek co jest z nim związane nie wywołuje u niej już paraliżu. Trzeba przyznać, poradziła sobie. Długo to trwało, bo równie głęboko usadził się on w jej sercu. Bardzo ciężko było się go stamtąd pozbyć. Udało jej się. Czuje, że teraz może być tylko lepiej.
*~~~*
Do godziny szesnastej siedzieli w domu Jack'a i Emmy. Zapewne byli by tam dużo dłużej, ale mecz... Ismena jest teraz obiektem ogólnego uwielbienia.
Każdy chce przebywać z nią jak najdłużej, w końcu to pierwsze dziecko w ich rodzinie. Pierwsze zawsze jest bardziej rozpieszczane.
Przygotowania do meczu? Może zacznijmy od Bena. Założył kurtkę, wziął telefon i paczkę fajek i wyszedł do pracy. Wcześniej życzył jeszcze bratu, by udało mu się oddać chociaż jeden celny strzał na bramkę, bo wie, że więcej i tak nie da rady. Nie ma to jak wierzący w Ciebie brat.
Chris bardzo się denerwował. Pierwszy raz wychodzi w podstawowym składzie i to jeszcze w jakim meczu! W Lidze Mistrzów przeciwko Barcelonie! Mało kto może pochwalić się takim debiutem. Krzątał się od kuchni do salonu. Cały czas chodził i śpiewał sobie coś pod nosem. Muzyka zawsze go odprężała. Kiedyś nawet zastanawiał się, czy nie pójść w tym kierunku. Swojego czasu grał nawet w zespole na gitarze, ale wyszło jak wyszło i teraz jest piłkarzem. Z biegiem czasu cieszy się, że wybrał akurat sport. To jest jego największa pasja.
Ćwierćfinał Ligi Mistrzów do dla dziennikarza bardzo dobry mecz. A gdy jeszcze gra tam Barcelona to już w ogóle! Szef powiedział, że liczy na kilka pomeczowych wypowiedzi od każdego ze swoich pracowników. Dodatkowo, zawsze wymyśla jakiś bonus. Zwycięzca albo dostaje premie, albo jedzie gdzieś daleko przeprowadzać wywiady. Zwycięzca dzisiejszego konkursu, automatycznie jedzie na mecz rewanżowy do Barcelony, ma opłacony cały pobyt w Hiszpanii i dodatkowo kilka dni wolnego. A dlaczego tak dużo tych nagród? Cóż, szef wymyślił trudne zadanie. Piłkarze po meczu zwykle szybko chcą odpowiedzieć na podstawowe pytania, dotyczące spotkania i jak najszybciej zniknąć dziennikarzom z oczu. Pracodawca Susanny wymyślił, że trzeba przeprowadzić osobisty wywiad z którymś z piłkarzy Blaugrany. Każdemu dał wydrukowane dwadzieścia pytań. Dotyczyły one między innymi ich rodzin, partnerek i pomeczowego spędzania czasu. Były też pytania o to, co najbardziej lubią jeść i kogo z drużyny nie lubią. Ogólnie były to takie pytania, na które piłkarze nie lubią odpowiadać, szczególnie zaraz po meczu. Dlatego też taka wysoka nagroda.
Spięła włosy w wysokiego kucyka, delikatnie podmalowała rzęsy, założyła okulary i wzięła teczkę z papierami. Gotowa do wyjścia.
-Chris, idziesz?
Stała przy drzwiach wyjściowych i zakładała buty na 8centymetrowym obcasie.
-Już, już.
Zapiął bluzę, wziął torbę treningową i otworzył siostrze drzwi.
-Co ty się tak wystroiłaś? Zwykle luźniej ubierasz się na mecze.
Spojrzał na jej obcisłe czarne rurki i brzoskwiniową zwiewną bluzeczkę na szerszych ramiączkach i czarny żakiet, który póki co trzymała w ręce.
-No wiesz, rzadko zdarza się ćwierćfinał, trzeba jakoś wyglądać.
Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę Stamford Bridge. Niemal całą drogę przeglądała papiery w swojej teczce, chciała mieć pewność, że wzięła wszystko.
-Wiesz Suss, jestem cholernie szczęśliwy, że nam się ułożyło.
Nic mu nie odpowiedziała, tylko czekała na to, co ma jeszcze do powiedzenia.
-Jack jest szczęśliwy z Emmą, mają córeczkę, Ben jak to Ben, on zawsze sobie radził, ja dzisiejszego wieczoru zadebiutuję i to w meczu z Barceloną, a ty nareszcie znalazłaś pracę, która Cię uszczęśliwia i która naprawdę lubisz. Wystarczyło troszkę poczekać, a szczęście i do nas się uśmiechnęło. Tak bardzo się cieszę.
Spojrzał na siostrę swoimi jasnymi oczami.
-Kocham Cię Chris.
Położyła głowę na jego ramieniu i wtuliła się w niego.
To nie był codzienny widok. Fakt, odkąd Jack się wyprowadził, to Chris pełnił funkcję "przywódcy". Wydoroślał, myślał nad tym co mówił, a nie tak jak kiedyś paplał co mu ślina na język przyniesie, przez co wiele osób ranił. Zaczęli lepiej dogadywać się z Suss. Obojgu wyszło to na lepsze. Niby zawsze coś im nie pasowało. Zawsze się kłócili, bili, a dlaczego? Bo są cholernie do siebie podobni! Nie dość, że z wyglądu są podobni(oboje są blondynami) to jeszcze charaktery mają bardzo podobne. Oboje są pewni swego, są odważni i często podejmują pochopne decyzje. Kiedyś nie potrafili dostrzec tego co ich łączy, widzieli tylko co ich dzieli. Musieli dojrzeć, by to ujrzeć.
Po kilkunastu minutach byli już na stadionie. Kibiców jeszcze nie było. Jest dopiero przed dziewiętnastą, nie mieli by co tutaj robić. Rozdzielili się przy korytarzu prowadzącym do szatni. On poszedł właśnie w tamtą stronę, ona poszła do strefy dla dziennikarzy. Muszą jej powiedzieć gdzie ma stać, tak jakby tego nie wiedziała...
*~~~*
Po godzinie mieli czas dla siebie. Mogli rozejrzeć się po stadionie, usiąść na trybunach i patrzeć na schodzących się już ludzi, lub mogli już zacząć pracę i szukać kogoś z kim można przeprowadzić wywiad.
Wyszła z sali konferencyjnej i poszła w stronę murawy.
Jednak założenie tak wysokich butów to nie był dobry pomysł, nogi już powoli o sobie przypominały, ale cóż, chciała ładnie wyglądać, to teraz musi cierpieć.
Stanęła przy ławce rezerwowych. Podstawowa jedenastka Chelsea na dzisiejszy mecz już prowadziła rozgrzewkę, reszta grała w dziadka z boku murawy. Mimo, że była już dwudziesta, piłkarzy przyjezdnych nie było. Można było ujrzeć tylko (póki co) kilku osobową grupkę kibiców Blaugrany.
-Co tak sama stoisz?
Usłyszała po chwili głos zza swoich pleców. Już za moment ujrzała wysokiego bruneta.
-Nie powinieneś być na rozgrzewce?
Poprawiła okulary i spod nich spojrzała na chłopaka.
-Teoretycznie powinienem, ale praktycznie to mi się nie chce.
Wzruszył ramionami i spojrzał na swoich kolegów z drużyny.
-Wychodzisz w jedenastce?
-Jak zawsze! Jestem gwiazdą tej drużyny, beze mnie ona nie istnieje, mówię Ci, dzisiaj strzele Hat Tricka.
Przechwalał się zarzucając ręce na biodra.
-Weź Oscar, wydaje mi się, że jeśli za chwilę nie pójdziesz ćwiczyć, to możesz zapomnieć o wyjściu w podstawie, a co dopiero o strzeleniu trzech bramek.
Pokazała dyskretnie palcem na Mourinho, który szedł w ich kierunku.
-O Fuck!
Krzyknął i pobiegł do kolegów z drużyny.
-Dobry wieczór Panie Mourinho!
Powiedziała miłym tonem głosu i machnęła ręką trenerowi, który właśnie przechodził obok.
-Czy dobry to się okaże po meczu. Co ty tutaj robisz?
Podszedł do niej i włożył ręce do kieszeni.
-Właściwie to się nudzę i tak jak Pan czekam na pierwszy gwizdek.
-Nudzisz się? To chodź, pomożesz mi.
Zaczął iść w kierunku szatni piłkarzy. Nie czekając dłużej poszła za nim. Długi, niebieski korytarz prowadził do szatni. Niebieski i herb Chelsea były wszędzie. Zaczynając od zegara naprzeciwko drzwi wejściowych, a kończąc na naklejce na włączniku od światła.
-Zgubiłem gdzieś mój telefon w tym syfie...
Podrapał się po głowie i spojrzał na środek szatni. Syf! Wszędzie torby piłkarzy, buty, getry, butelki z piciem i gdzieś w tym wszystkim jego komórka.
-Mogłabyś puścić mi sygnał? Daj, wpiszę numer..
Nie czekając długo wyciągnęła komórkę z kieszeni i podała ją trenerowi The Blues. Już po chwili usłyszeli dzwonek komórki. Dochodził spod sterty brudnych ręczników.
-Dobrze, dziękuję Susanna.
Przetarł i schował telefon do kieszeni.
-Wychodzisz?
Stał przy otwartych drzwiach. Wyszli z szatni i z powrotem poszli na murawę. Ludzi na trybunach było już znacznie więcej, coś około trzydziestu tysięcy. Pół godziny do meczu.
-Panie Mourinho!
Powiedziała, gdy siwy mężczyzna szedł w stronę swoich piłkarzy.
-Znajdzie Pan dla mnie chwilę w przerwie meczu?
Zadała to pytanie gdy się odwrócił i wskazała na teczkę z papierami.
-Z minutę może znajdę.
Posłał ciepły uśmiech i poszedł do swoich podopiecznych.
Jose to naprawdę miły facet. Da się z nim porozmawiać praktycznie o wszystkim. Jest bardzo życzliwy i kulturalny. Wskoczyłby w ogień za swoimi piłkarzami. Czasem nazywa ich czule "swoimi dziećmi". Jest świetny.
Stała przy tunelu prowadzącym z szatni na murawę, gdy usłyszała śmiechy i rozmowy z tamtej strony. Już po chwili zaczęli ją mijać mężczyźni z herbem FC Barcelony na piersi. Stała z boku, trochę jakby schowana, ponieważ jeszcze nie rozłożony transparent praktycznie całą ją zakrywał.
Stała i patrzyła na mijających ją piłkarzy. Niemal żadnego nie rozpoznała. Coś tam jej świtało o jakimś Xavim, czy Inaście? Inoście? Nie mogła sobie przypomnieć jak "ósemka" ma na nazwisko. Na samym końcu szło trzech mężczyzn. Jakiś wysoki, wytatuowany brunet, nieco niższy z burzą loków na głowie i on. Sanchez.
Tego momentu bała się najbardziej. W głowie układała sobie najgorsze scenariusze. Była przekonana, że po zobaczeniu albo rzuci mu się na szyję, albo będzie stała jak wryta. Nic tych rzeczy. Piłkarz minął ją, bez nawet spojrzenia w jej stronę, a ona stała jak gdyby nigdy nic. Chyba to zakochanie Sanchezem naprawdę jej przeszło.
*~~~*
Pierwszy gwizdek. The Blues w swoich domowych, niebieskich strojach, Barcelona w granatowych. Chris z numerem dwudziestym pierwszym na plecach wyglądał na bardzo skupionego i poważnego. Nie dał po sobie poznać, jak bardzo się denerwuje. A denerwował się tak mocno, że miał nawet problem z zawiązaniem sznurowadeł!
Zajęła miejsce w strefie dla reporterów i zaczęła oglądać mecz.
Na kartce zapisywała wszystkie najważniejsze momenty meczu. Na pierwszym miejscu zapisała minutę, w której Chris pierwszy raz kopnął na bramkę. Była to szesnasta minuta meczu .
Przez całą połowę mecz był bardzo wyrównany. Praktycznie piłka była cały czas rozgrywana w środku pola. Kilka strzałów na bramkę, parę fauli. Żadnych bramek.
Gwizdek kończący pierwszą połowę. Nagle została sama. Wszyscy pobiegli w stronę tunelu, by złapać któregoś z piłkarzy by przeprowadzić wywiad. Powinna robić to samo, ale nie miała zamiaru przepychać się w tym tłumie. Poszła z drugiej strony i stanęła przy linii boiska. Kilku piłkarzy jeszcze z niej nie zeszło. Postanowiła poczekać i zaczepić któregoś z nich.
-Przepraszam, mogę zadać Panu parę pytań?
Podniosła lekko rękę do góry, gdy piłkarz na nią spojrzał. Było widać, że nie na rękę jest mu odpowiadanie jej, szczególnie w przerwie meczu.
-To nie zajmie długo, proszę powiedzieć jakie odczucia po pierwszej połowie.
Mężczyzna położył ręce na biodra i zaczął się lekko kręcić na boki.
-No cóż ja mogę powiedzieć, sama Pani wie jaki jest wynik. Nie chcemy stąd wyjeżdżać bez żadnej bramki. Póki co jesteśmy nienasyceni. Przez następne czterdzieści pięć minut damy z siebie wszystko. A teraz przepraszam, muszę iść do szatni.
Przesłał lekki uśmiech w stronę dziewczyny i wszedł do tunelu.
-Mascherano...
Mruknęła sobie pod nosem po przeczytaniu nazwiska na koszulce odchodzącego piłkarza. Zapisała je na kartce i czekała na Mourinho. Miał przecież znaleźć dla niej minutkę.
-Panie trenerze!
Wstała z miejsca i podeszła do wychodzącego z tunelu mężczyzny.
-Susanna, nie teraz. Później...
Położył rękę na jej ramieniu i lekko się uśmiechnął.
-Ale niech Pan mi tylko powie, co mówił chłopakom w szatni.
Spojrzała w jego ciemne oczy.
-Że mają spiąć tyłki i wygrać ten mecz.
Uśmiechnął się i odszedł od niej. Wrócił na swój trenerski fotel.
Cóż. To nie jest jej dzień, nikt nie chce jej udzielić wywiadu. Może chociaż Chris?
Już po chwili ujrzała brata.
-Chris!
Podeszła do niego.
-Świetnie Ci szło! Jak tam wrażenia?
-Rozmawiasz tak ze mną po prostu, czy potrzebujesz to do wywiadu?
Spojrzał na nią opierając się o ścianę.
-Oba.
-To jako brat, powiem Ci, że jestem mega wkurwiony, bo nie wykorzystałem niemal stu procentowej akcji i ogólnie słabo gram. Jestem jakiś rozkojarzony. A jako piłkarz powiem Ci, że przez następne czterdzieści pięć minut będziemy walczyć o zwycięstwo. Zapisz sobie to drugie.
-Chris, weź czasem zmądrzej....
Potargała mu włosy i życzyła powodzenia w drugiej połowie. Zaraz po tym razem wyszli na murawę. Suss poszła zająć swoje miejsce na trybunach, Chris na murawie.
Druga połowa.
Już w pięćdziesiątej minucie całe Stamford Bridge oszalało za sprawą pięknej bramki, której autorem był Fernando Torres!
Zaczęło się od odebrania piłki Barcelonie, później kilka podań i idealne odegranie do wychodzącego na pozycję Fernando. Bez problemu pokonał stojącego w bramce Valdesa.
Dosłownie trzy minuty później było już 2-0. Tym razem kapitan, John Terry precyzyjnie uderzył z rzutu wolnego w same okienko. Valdes znów nie miał nic do gadania. Gdy na zegarach wybiła osiemdziesiąta ósma minuta, mecz wydawał się być wygrany bez straty bramki. Niestety nie warto chwalić dnia przed zachodem słońca. Alexis Sanchez przedryblował obrońców Chelsea i strzelił tuż przy bliższym słupku. 2-1. Mimo, że Barcelona do końca meczu utrzymywała się przy piłce i miała jeszcze kilka dobrych okazji nie potrafiła pokonać Petra Cecha. Sędzia zakończył mecz. The Blues pokonują Barcelonę!
Schowała swoje zapiski do teczki i weszła na murawę.
Wiedziała, że musi zaczepić któregoś z piłkarzy Barcy, jeśli chce zdobyć uznanie szefa. Niestety bardzo szybko zaszyli się w szatni.
-Chris!
Krzyknęła gdy ujrzała brata. Rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła.
-I jak było?
Stała na przeciwko niego i spoglądała w jego jasne oczy.
-Serio mam Ci wywiadu udzielać? Przecież szef Ci tego nie uzna...
Przewrócił oczami.
-No dobra, nie to nie! Zapomnij, że zrobię Ci dzisiaj kolację w domu!
Pokazała mu koniuszek języka i zaczepiła innego piłkarza w niebieskim stroju. Łącznie rozmawiała z ośmioma chłopakami. Wszyscy mówili, że są bardzo szczęśliwi, ale to jeszcze nie koniec. Mówili, że Barcelona jest bardzo groźna na swoim stadionie i tam wszystko może się stać.
No, przynajmniej to co musiała mieć już miała.
Ale nie chciała na tym zakończyć. Gdy niemal wszyscy ludzie wyszli już ze stadionu, reporterzy, dziennikarze, kilku piłkarzy oraz trener zasiedli na konferencji prasowej. Najpierw konferencja Barcelony.
Po dwóch bokach Gerarda Martino zasiadł strzelec jedynej bramki dla Blaugrany- Alexis Sanchez, a po drugiej kapitan- Carles Puyol.
Zajęła miejsce w jednym z najdalej oddalonych rzędów. Nie chciała, by Alexis ją zobaczył. W głowie już ułożyła sobie plan na następną godzinę. Gdy konferencja się skończy, a Alexis i Tata Martino opuszczą salę, on zaczepi Puyola i przeprowadzi z nim wywiad. Wydał jej się bardzo miły, więc na pewno odpowie na jej kilka pytań. Jak szkoda, że tak rzadko spełnia się to, co układamy sobie w głowie...
-Wolne?
Usłyszała męski głos.
-Proszę.
Zabrała swoją teczkę i założyła nogę na nogę.
Czuła, że mężczyzna się jej przygląda. Tylko głęboko odetchnęła i dalej wsłuchiwała się w słowa trenera.
-Przepraszam, że pytam... My się skądś nie znamy?
Po usłyszeniu tych słów spojrzała na mężczyznę. Nie mogła uwierzyć!
-Wiedziałem, że Cię kojarzę! Susanna, prawda?
Spytał, gdy już w całej okazałości zobaczył jej twarz.
-Tak... Marc.
Przegryzła dolną wargę i rozejrzała się po sali.
-Co ty tutaj robisz? Czemu tutaj siedzisz?
Pytał.
-Pracuję. Ja powinnam zadać Ci to pytanie. Nie powinieneś być gdzieś w szatni, albo coś?
-Ta, powinienem. Ale lubię czasem tak posiedzieć i posłuchać.
Nagle wpadła na genialny pomysł! Przecież Bartra może jej udzielić wywiadu!
-Marc, chodź ze mną.
Wstała z miejsca i wyszła z sali.
#################
I dwójeczka :)
Mi się podoba, ciekawa jestem jak Wam :)
Komentujcie, oceniajcie, mówcie co Wam nie pasuje, co się nie podoba, a postaram się nad tym popracować :3
Ma ich już ponad dziesięć. Pierwszy zrobił sobie na osiemnaste urodziny. Teraz ma już między innymi wytatuowaną całą lewą rękę od łokcia do nadgarstka, uśmiechniętą buźkę na wewnętrznej części ramienia, oraz nóż i czaszkę z tyłu szyi. On to uwielbia. Teraz planuje wytatuować sobie coś na plecach, ale najpierw musi na to zarobić.
-Jesteśmy!
Krzyknął Ben u progu drzwi.
-Ben kretynie, zamknij się, Emma właśnie uspała małą!
Mówił Jack odkładając naczynia do szafek w kuchni.
W końcu mogli powiedzieć, że mają pełną rodzinę. Mała Ismena urodziła się trzy tygodnie temu. Jest naprawdę śliczna! Bardzo podobna do Jacka, póki co ma jego oczy, ale mogą się jeszcze zmienić.
-Jak malutka?
Usiadła na kanapie obok kołyszącej dziecko Emmy. Wyglądała pięknie, jak zawsze. Nawet te kilogramy, które doszły po ciąży tego nie zmieniły. Emma jest bardzo piękną kobietą. Ciemne oczy, kręcone krucze włosy i śniada cera. Nie ma co się dziwić, że tak bardzo zawróciła Jack'owi w głowie.
-Póki co wszystko dobrze. Tylko je, śpij, płacze i tak w kółko.
-Zobaczysz jak to minie. Za chwilę będziesz za nią biegać po podwórku.
-Wiem, właśnie tego się boję... Nie wiem czy dam sobie radę...
Zmartwiła się i spuściła głowę w dół spoglądając na córkę.
-Hej! Masz Jacka, poradzicie sobie, zobaczysz.
Do południa siedzieli w szóstkę w salonie. Ismena przebudziła się dosłownie tylko na kilkanaście minut i znów poszła spać.
-Przyjdziecie dzisiaj na mecz? W końcu Mourinho wypuszcza mnie w podstawowej jedenastce!
Cieszył się Chris popijając sok.
-Ja nie dam rady, robota.
Zaczął Ben.
-Raczej wątpię Chris, sorry.
Powiedział Jack spoglądając na swoją żonę i córeczkę.
-No ja będę, muszę.
Wzruszyła ramionami. Fakt musiała. W końcu jest dziennikarką sportową. Ma za zadanie po każdym meczu przeprowadzić chociaż jeden wywiad, który spodoba się jej szefowi i może, ale to jest bardzo mało prawdopodobne, bo jest dopiero początkującą dziennikarką trafi do gazety.
Ale dzisiejszy mecz w szczególności jej nie pasował. Dlaczego? Bo dzisiaj w ćwierćfinale Ligi Mistrzów Chelsea na własnym stadionie podejmuje Barcelonę. Wie, że on tam będzie. Wie, że go zobaczy. Ale czy się boi? Ona już przezwyciężyła ten strach. Usłyszenie jego imienia, lub czegokolwiek co jest z nim związane nie wywołuje u niej już paraliżu. Trzeba przyznać, poradziła sobie. Długo to trwało, bo równie głęboko usadził się on w jej sercu. Bardzo ciężko było się go stamtąd pozbyć. Udało jej się. Czuje, że teraz może być tylko lepiej.
*~~~*
Do godziny szesnastej siedzieli w domu Jack'a i Emmy. Zapewne byli by tam dużo dłużej, ale mecz... Ismena jest teraz obiektem ogólnego uwielbienia.
Każdy chce przebywać z nią jak najdłużej, w końcu to pierwsze dziecko w ich rodzinie. Pierwsze zawsze jest bardziej rozpieszczane.
Przygotowania do meczu? Może zacznijmy od Bena. Założył kurtkę, wziął telefon i paczkę fajek i wyszedł do pracy. Wcześniej życzył jeszcze bratu, by udało mu się oddać chociaż jeden celny strzał na bramkę, bo wie, że więcej i tak nie da rady. Nie ma to jak wierzący w Ciebie brat.
Chris bardzo się denerwował. Pierwszy raz wychodzi w podstawowym składzie i to jeszcze w jakim meczu! W Lidze Mistrzów przeciwko Barcelonie! Mało kto może pochwalić się takim debiutem. Krzątał się od kuchni do salonu. Cały czas chodził i śpiewał sobie coś pod nosem. Muzyka zawsze go odprężała. Kiedyś nawet zastanawiał się, czy nie pójść w tym kierunku. Swojego czasu grał nawet w zespole na gitarze, ale wyszło jak wyszło i teraz jest piłkarzem. Z biegiem czasu cieszy się, że wybrał akurat sport. To jest jego największa pasja.
Ćwierćfinał Ligi Mistrzów do dla dziennikarza bardzo dobry mecz. A gdy jeszcze gra tam Barcelona to już w ogóle! Szef powiedział, że liczy na kilka pomeczowych wypowiedzi od każdego ze swoich pracowników. Dodatkowo, zawsze wymyśla jakiś bonus. Zwycięzca albo dostaje premie, albo jedzie gdzieś daleko przeprowadzać wywiady. Zwycięzca dzisiejszego konkursu, automatycznie jedzie na mecz rewanżowy do Barcelony, ma opłacony cały pobyt w Hiszpanii i dodatkowo kilka dni wolnego. A dlaczego tak dużo tych nagród? Cóż, szef wymyślił trudne zadanie. Piłkarze po meczu zwykle szybko chcą odpowiedzieć na podstawowe pytania, dotyczące spotkania i jak najszybciej zniknąć dziennikarzom z oczu. Pracodawca Susanny wymyślił, że trzeba przeprowadzić osobisty wywiad z którymś z piłkarzy Blaugrany. Każdemu dał wydrukowane dwadzieścia pytań. Dotyczyły one między innymi ich rodzin, partnerek i pomeczowego spędzania czasu. Były też pytania o to, co najbardziej lubią jeść i kogo z drużyny nie lubią. Ogólnie były to takie pytania, na które piłkarze nie lubią odpowiadać, szczególnie zaraz po meczu. Dlatego też taka wysoka nagroda.
Spięła włosy w wysokiego kucyka, delikatnie podmalowała rzęsy, założyła okulary i wzięła teczkę z papierami. Gotowa do wyjścia.
-Chris, idziesz?
Stała przy drzwiach wyjściowych i zakładała buty na 8centymetrowym obcasie.
-Już, już.
Zapiął bluzę, wziął torbę treningową i otworzył siostrze drzwi.
-Co ty się tak wystroiłaś? Zwykle luźniej ubierasz się na mecze.
Spojrzał na jej obcisłe czarne rurki i brzoskwiniową zwiewną bluzeczkę na szerszych ramiączkach i czarny żakiet, który póki co trzymała w ręce.
-No wiesz, rzadko zdarza się ćwierćfinał, trzeba jakoś wyglądać.
Wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę Stamford Bridge. Niemal całą drogę przeglądała papiery w swojej teczce, chciała mieć pewność, że wzięła wszystko.
-Wiesz Suss, jestem cholernie szczęśliwy, że nam się ułożyło.
Nic mu nie odpowiedziała, tylko czekała na to, co ma jeszcze do powiedzenia.
-Jack jest szczęśliwy z Emmą, mają córeczkę, Ben jak to Ben, on zawsze sobie radził, ja dzisiejszego wieczoru zadebiutuję i to w meczu z Barceloną, a ty nareszcie znalazłaś pracę, która Cię uszczęśliwia i która naprawdę lubisz. Wystarczyło troszkę poczekać, a szczęście i do nas się uśmiechnęło. Tak bardzo się cieszę.
Spojrzał na siostrę swoimi jasnymi oczami.
-Kocham Cię Chris.
Położyła głowę na jego ramieniu i wtuliła się w niego.
To nie był codzienny widok. Fakt, odkąd Jack się wyprowadził, to Chris pełnił funkcję "przywódcy". Wydoroślał, myślał nad tym co mówił, a nie tak jak kiedyś paplał co mu ślina na język przyniesie, przez co wiele osób ranił. Zaczęli lepiej dogadywać się z Suss. Obojgu wyszło to na lepsze. Niby zawsze coś im nie pasowało. Zawsze się kłócili, bili, a dlaczego? Bo są cholernie do siebie podobni! Nie dość, że z wyglądu są podobni(oboje są blondynami) to jeszcze charaktery mają bardzo podobne. Oboje są pewni swego, są odważni i często podejmują pochopne decyzje. Kiedyś nie potrafili dostrzec tego co ich łączy, widzieli tylko co ich dzieli. Musieli dojrzeć, by to ujrzeć.
Po kilkunastu minutach byli już na stadionie. Kibiców jeszcze nie było. Jest dopiero przed dziewiętnastą, nie mieli by co tutaj robić. Rozdzielili się przy korytarzu prowadzącym do szatni. On poszedł właśnie w tamtą stronę, ona poszła do strefy dla dziennikarzy. Muszą jej powiedzieć gdzie ma stać, tak jakby tego nie wiedziała...
*~~~*
Po godzinie mieli czas dla siebie. Mogli rozejrzeć się po stadionie, usiąść na trybunach i patrzeć na schodzących się już ludzi, lub mogli już zacząć pracę i szukać kogoś z kim można przeprowadzić wywiad.
Wyszła z sali konferencyjnej i poszła w stronę murawy.
Jednak założenie tak wysokich butów to nie był dobry pomysł, nogi już powoli o sobie przypominały, ale cóż, chciała ładnie wyglądać, to teraz musi cierpieć.
Stanęła przy ławce rezerwowych. Podstawowa jedenastka Chelsea na dzisiejszy mecz już prowadziła rozgrzewkę, reszta grała w dziadka z boku murawy. Mimo, że była już dwudziesta, piłkarzy przyjezdnych nie było. Można było ujrzeć tylko (póki co) kilku osobową grupkę kibiców Blaugrany.
-Co tak sama stoisz?
Usłyszała po chwili głos zza swoich pleców. Już za moment ujrzała wysokiego bruneta.
-Nie powinieneś być na rozgrzewce?
Poprawiła okulary i spod nich spojrzała na chłopaka.
-Teoretycznie powinienem, ale praktycznie to mi się nie chce.
Wzruszył ramionami i spojrzał na swoich kolegów z drużyny.
-Wychodzisz w jedenastce?
-Jak zawsze! Jestem gwiazdą tej drużyny, beze mnie ona nie istnieje, mówię Ci, dzisiaj strzele Hat Tricka.
Przechwalał się zarzucając ręce na biodra.
-Weź Oscar, wydaje mi się, że jeśli za chwilę nie pójdziesz ćwiczyć, to możesz zapomnieć o wyjściu w podstawie, a co dopiero o strzeleniu trzech bramek.
Pokazała dyskretnie palcem na Mourinho, który szedł w ich kierunku.
-O Fuck!
Krzyknął i pobiegł do kolegów z drużyny.
-Dobry wieczór Panie Mourinho!
Powiedziała miłym tonem głosu i machnęła ręką trenerowi, który właśnie przechodził obok.
-Czy dobry to się okaże po meczu. Co ty tutaj robisz?
Podszedł do niej i włożył ręce do kieszeni.
-Właściwie to się nudzę i tak jak Pan czekam na pierwszy gwizdek.
-Nudzisz się? To chodź, pomożesz mi.
Zaczął iść w kierunku szatni piłkarzy. Nie czekając dłużej poszła za nim. Długi, niebieski korytarz prowadził do szatni. Niebieski i herb Chelsea były wszędzie. Zaczynając od zegara naprzeciwko drzwi wejściowych, a kończąc na naklejce na włączniku od światła.
-Zgubiłem gdzieś mój telefon w tym syfie...
Podrapał się po głowie i spojrzał na środek szatni. Syf! Wszędzie torby piłkarzy, buty, getry, butelki z piciem i gdzieś w tym wszystkim jego komórka.
-Mogłabyś puścić mi sygnał? Daj, wpiszę numer..
Nie czekając długo wyciągnęła komórkę z kieszeni i podała ją trenerowi The Blues. Już po chwili usłyszeli dzwonek komórki. Dochodził spod sterty brudnych ręczników.
-Dobrze, dziękuję Susanna.
Przetarł i schował telefon do kieszeni.
-Wychodzisz?
Stał przy otwartych drzwiach. Wyszli z szatni i z powrotem poszli na murawę. Ludzi na trybunach było już znacznie więcej, coś około trzydziestu tysięcy. Pół godziny do meczu.
-Panie Mourinho!
Powiedziała, gdy siwy mężczyzna szedł w stronę swoich piłkarzy.
-Znajdzie Pan dla mnie chwilę w przerwie meczu?
Zadała to pytanie gdy się odwrócił i wskazała na teczkę z papierami.
-Z minutę może znajdę.
Posłał ciepły uśmiech i poszedł do swoich podopiecznych.
Jose to naprawdę miły facet. Da się z nim porozmawiać praktycznie o wszystkim. Jest bardzo życzliwy i kulturalny. Wskoczyłby w ogień za swoimi piłkarzami. Czasem nazywa ich czule "swoimi dziećmi". Jest świetny.
Stała przy tunelu prowadzącym z szatni na murawę, gdy usłyszała śmiechy i rozmowy z tamtej strony. Już po chwili zaczęli ją mijać mężczyźni z herbem FC Barcelony na piersi. Stała z boku, trochę jakby schowana, ponieważ jeszcze nie rozłożony transparent praktycznie całą ją zakrywał.
Stała i patrzyła na mijających ją piłkarzy. Niemal żadnego nie rozpoznała. Coś tam jej świtało o jakimś Xavim, czy Inaście? Inoście? Nie mogła sobie przypomnieć jak "ósemka" ma na nazwisko. Na samym końcu szło trzech mężczyzn. Jakiś wysoki, wytatuowany brunet, nieco niższy z burzą loków na głowie i on. Sanchez.
Tego momentu bała się najbardziej. W głowie układała sobie najgorsze scenariusze. Była przekonana, że po zobaczeniu albo rzuci mu się na szyję, albo będzie stała jak wryta. Nic tych rzeczy. Piłkarz minął ją, bez nawet spojrzenia w jej stronę, a ona stała jak gdyby nigdy nic. Chyba to zakochanie Sanchezem naprawdę jej przeszło.
*~~~*
Pierwszy gwizdek. The Blues w swoich domowych, niebieskich strojach, Barcelona w granatowych. Chris z numerem dwudziestym pierwszym na plecach wyglądał na bardzo skupionego i poważnego. Nie dał po sobie poznać, jak bardzo się denerwuje. A denerwował się tak mocno, że miał nawet problem z zawiązaniem sznurowadeł!
Zajęła miejsce w strefie dla reporterów i zaczęła oglądać mecz.
Na kartce zapisywała wszystkie najważniejsze momenty meczu. Na pierwszym miejscu zapisała minutę, w której Chris pierwszy raz kopnął na bramkę. Była to szesnasta minuta meczu .
Przez całą połowę mecz był bardzo wyrównany. Praktycznie piłka była cały czas rozgrywana w środku pola. Kilka strzałów na bramkę, parę fauli. Żadnych bramek.
Gwizdek kończący pierwszą połowę. Nagle została sama. Wszyscy pobiegli w stronę tunelu, by złapać któregoś z piłkarzy by przeprowadzić wywiad. Powinna robić to samo, ale nie miała zamiaru przepychać się w tym tłumie. Poszła z drugiej strony i stanęła przy linii boiska. Kilku piłkarzy jeszcze z niej nie zeszło. Postanowiła poczekać i zaczepić któregoś z nich.
-Przepraszam, mogę zadać Panu parę pytań?
Podniosła lekko rękę do góry, gdy piłkarz na nią spojrzał. Było widać, że nie na rękę jest mu odpowiadanie jej, szczególnie w przerwie meczu.
-To nie zajmie długo, proszę powiedzieć jakie odczucia po pierwszej połowie.
Mężczyzna położył ręce na biodra i zaczął się lekko kręcić na boki.
-No cóż ja mogę powiedzieć, sama Pani wie jaki jest wynik. Nie chcemy stąd wyjeżdżać bez żadnej bramki. Póki co jesteśmy nienasyceni. Przez następne czterdzieści pięć minut damy z siebie wszystko. A teraz przepraszam, muszę iść do szatni.
Przesłał lekki uśmiech w stronę dziewczyny i wszedł do tunelu.
-Mascherano...
Mruknęła sobie pod nosem po przeczytaniu nazwiska na koszulce odchodzącego piłkarza. Zapisała je na kartce i czekała na Mourinho. Miał przecież znaleźć dla niej minutkę.
-Panie trenerze!
Wstała z miejsca i podeszła do wychodzącego z tunelu mężczyzny.
-Susanna, nie teraz. Później...
Położył rękę na jej ramieniu i lekko się uśmiechnął.
-Ale niech Pan mi tylko powie, co mówił chłopakom w szatni.
Spojrzała w jego ciemne oczy.
-Że mają spiąć tyłki i wygrać ten mecz.
Uśmiechnął się i odszedł od niej. Wrócił na swój trenerski fotel.
Cóż. To nie jest jej dzień, nikt nie chce jej udzielić wywiadu. Może chociaż Chris?
Już po chwili ujrzała brata.
-Chris!
Podeszła do niego.
-Świetnie Ci szło! Jak tam wrażenia?
-Rozmawiasz tak ze mną po prostu, czy potrzebujesz to do wywiadu?
Spojrzał na nią opierając się o ścianę.
-Oba.
-To jako brat, powiem Ci, że jestem mega wkurwiony, bo nie wykorzystałem niemal stu procentowej akcji i ogólnie słabo gram. Jestem jakiś rozkojarzony. A jako piłkarz powiem Ci, że przez następne czterdzieści pięć minut będziemy walczyć o zwycięstwo. Zapisz sobie to drugie.
-Chris, weź czasem zmądrzej....
Potargała mu włosy i życzyła powodzenia w drugiej połowie. Zaraz po tym razem wyszli na murawę. Suss poszła zająć swoje miejsce na trybunach, Chris na murawie.
Druga połowa.
Już w pięćdziesiątej minucie całe Stamford Bridge oszalało za sprawą pięknej bramki, której autorem był Fernando Torres!
Zaczęło się od odebrania piłki Barcelonie, później kilka podań i idealne odegranie do wychodzącego na pozycję Fernando. Bez problemu pokonał stojącego w bramce Valdesa.
Dosłownie trzy minuty później było już 2-0. Tym razem kapitan, John Terry precyzyjnie uderzył z rzutu wolnego w same okienko. Valdes znów nie miał nic do gadania. Gdy na zegarach wybiła osiemdziesiąta ósma minuta, mecz wydawał się być wygrany bez straty bramki. Niestety nie warto chwalić dnia przed zachodem słońca. Alexis Sanchez przedryblował obrońców Chelsea i strzelił tuż przy bliższym słupku. 2-1. Mimo, że Barcelona do końca meczu utrzymywała się przy piłce i miała jeszcze kilka dobrych okazji nie potrafiła pokonać Petra Cecha. Sędzia zakończył mecz. The Blues pokonują Barcelonę!
Schowała swoje zapiski do teczki i weszła na murawę.
Wiedziała, że musi zaczepić któregoś z piłkarzy Barcy, jeśli chce zdobyć uznanie szefa. Niestety bardzo szybko zaszyli się w szatni.
-Chris!
Krzyknęła gdy ujrzała brata. Rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła.
-I jak było?
Stała na przeciwko niego i spoglądała w jego jasne oczy.
-Serio mam Ci wywiadu udzielać? Przecież szef Ci tego nie uzna...
Przewrócił oczami.
-No dobra, nie to nie! Zapomnij, że zrobię Ci dzisiaj kolację w domu!
Pokazała mu koniuszek języka i zaczepiła innego piłkarza w niebieskim stroju. Łącznie rozmawiała z ośmioma chłopakami. Wszyscy mówili, że są bardzo szczęśliwi, ale to jeszcze nie koniec. Mówili, że Barcelona jest bardzo groźna na swoim stadionie i tam wszystko może się stać.
No, przynajmniej to co musiała mieć już miała.
Ale nie chciała na tym zakończyć. Gdy niemal wszyscy ludzie wyszli już ze stadionu, reporterzy, dziennikarze, kilku piłkarzy oraz trener zasiedli na konferencji prasowej. Najpierw konferencja Barcelony.
Po dwóch bokach Gerarda Martino zasiadł strzelec jedynej bramki dla Blaugrany- Alexis Sanchez, a po drugiej kapitan- Carles Puyol.
Zajęła miejsce w jednym z najdalej oddalonych rzędów. Nie chciała, by Alexis ją zobaczył. W głowie już ułożyła sobie plan na następną godzinę. Gdy konferencja się skończy, a Alexis i Tata Martino opuszczą salę, on zaczepi Puyola i przeprowadzi z nim wywiad. Wydał jej się bardzo miły, więc na pewno odpowie na jej kilka pytań. Jak szkoda, że tak rzadko spełnia się to, co układamy sobie w głowie...
-Wolne?
Usłyszała męski głos.
-Proszę.
Zabrała swoją teczkę i założyła nogę na nogę.
Czuła, że mężczyzna się jej przygląda. Tylko głęboko odetchnęła i dalej wsłuchiwała się w słowa trenera.
-Przepraszam, że pytam... My się skądś nie znamy?
Po usłyszeniu tych słów spojrzała na mężczyznę. Nie mogła uwierzyć!
-Wiedziałem, że Cię kojarzę! Susanna, prawda?
Spytał, gdy już w całej okazałości zobaczył jej twarz.
-Tak... Marc.
Przegryzła dolną wargę i rozejrzała się po sali.
-Co ty tutaj robisz? Czemu tutaj siedzisz?
Pytał.
-Pracuję. Ja powinnam zadać Ci to pytanie. Nie powinieneś być gdzieś w szatni, albo coś?
-Ta, powinienem. Ale lubię czasem tak posiedzieć i posłuchać.
Nagle wpadła na genialny pomysł! Przecież Bartra może jej udzielić wywiadu!
-Marc, chodź ze mną.
Wstała z miejsca i wyszła z sali.
#################
I dwójeczka :)
Mi się podoba, ciekawa jestem jak Wam :)
Komentujcie, oceniajcie, mówcie co Wam nie pasuje, co się nie podoba, a postaram się nad tym popracować :3
środa, 8 stycznia 2014
1.Nowy początek
Piosenka na dziś ----> http://www.youtube.com/watch?v=gnhXHvRoUd0
Złamane serce nie tak łatwo jest skleić. Nie tak łatwo jest sprawić, by znów nadawało się do normalnego życia.
To tak bardzo boli... Boli, ale do czasu. Trzeba być silnym, twardym. Bo przecież nie można żyć przeszłością. Bo gdy żyjesz przeszłością, nie idziesz na przód. Wciąż stoisz w miejscu. Trzeba pogodzić się z tym co było, tego i tak nie da się zmienić i cieszyć się teraźniejszością oraz myśleć o przyszłości. Czasem jest to bardzo trudne, wiem, ale trzeba próbować. Bo co innego pozostaje...
*~~~*
Sporo zmieniło się przez ten półtorej roku. Powiedziałabym, że bardzo dużo.
-Chris! Weź ten ostatni karton z ciężarówki i przynieś go na górę do łazienki!
Krzyczał mężczyzna stojąc przy schodowej barierce na piętrze.
Właśnie trwała przeprowadzka. Przeprowadzka zawsze kojarzy się pozytywnie. Kojarzy się ze zmianą, z nowym początkiem. Ze wspólnym życiem. Tak też było w ich przypadku. Jack i Emma poznali się nieco ponad rok temu. Poznali się na meczu charytatywnym. Emma rozdawała tam balony. Pierwsze spojrzenie, rozmowa i jakoś poszło. Teraz są miesiąc po ślubie, spodziewają się dziecka. Emma jest w ósmym miesiącu. To będzie dziewczynka. Jack zawsze był szybki. Zawsze robił wszystko w pośpiechu, ale teraz nieco przesadził. Znali się ledwo cztery miesiące, a już spodziewali się dziecka. Ale cóż, to już jest miłość. Są naprawdę bardzo szczęśliwi razem, już niedługo, będą tworzyli szczęśliwą rodzinę, tutaj, w ich wspólnym domu.
-Wiesz Emma, wydaje mi się, że te wrzosowe zasłony lepiej będą pasowały, niż różowe...
Mówiła blondynka trzymając dwa materiały w ręce.
Były w pokoiku dziecięcym. Miały niedużą przestrzeń do wykorzystania, ale udało im się urządzić go idealnie! Pokój był w delikatnych, fioletowo białych barwach. Łóżeczko przy oknie, przewijak, pudełko z zabawkami, fotel by móc na nim usiąść w czasie nocnych "zabaw" z dzieckiem.
-Prawda, nie ma co przesadzać z różowym, nie chcemy przecież, byś wyrosła na jakąś barbie...
Mówiła gładząc się po brzuchu.
Ciąża coraz bardziej wdawała jej się we znaki. Nie mogła już swobodnie wstać i usiąść. Zwykła czynność, taka jak na przykład wejście po schodach sprawiała jej trudność. W sumie nie ma co się dziwić, ten wielki brzuch nie jest leciutki...
-Macie już wybrane imię? Jack wspominał coś o Carlocie...
Zaczęła blondynka w czasie układania dziecięcych ciuszków.
Ten pokój, jako jedyny był niemal w całości gotowy. Tutaj wystarczyło tylko włożyć ciuchy do szafek i kupić pampersy. Nie do co w pokoju gościnnym na parterze. W tym pokoju jest tylko ofoliowana kanapa i wiadro. Wiadro z zaschniętym cementem, które zostawił Chris w czasie murowania ścian.
-Rozmawialiśmy kilka razy... Ale mamy bardzo różne zdania. A sama dobrze wiesz, jak z Jack'iem jest trudno się dogadać. Ja myślałam nad Lilieną, ewentualnie nad Kate, Jack wymyślił Ismettiva. I tak cholernie bardzo upiera się nad tym imieniem, a ja nie wiem jak wybić mu je z głowy...
Wzruszyła ramionami i wróciła do układania pluszaków na komodzie.
-A gdybyście tak...
Zaczęła Susanna.
-Połączyli te dwa imiona? Liliena i Ismettva...
-O! To byłoby idealne rozwiązanie! Tylko jak je połączyć... Może Lilieva?
I zaczęły łączyć te dwa imiona, by stworzyły jedną zgodną całość.
-Mam!
Krzyknęła zadowolona Susanna.
-Ismena.
Dokończyła z uśmiechem.
Więcej nie trzeba było mówić. Emmie to imię od razu przypadło do gustu. Zresztą Jack'owi też. Gdy tylko je usłyszał od razu je pokochał. Kompromis to jednak świetne rozwiązanie.
*~~~*
Wykończenie domu jeszcze trochę potrwa. Na szczęście Jack nie ma ustalonych godzin pracy, on zarabia wtedy, kiedy wygra walkę. Nadal się bije. Ma już tytuł Mistrza Kraju. Ale ma ambicje na więcej. Chce sięgnąć po tytuł Mistrza Świata.
Dodatkowo ma również do pomocy braci. Chris dobrze się na tym zna, więc same plusy, a Ben... Cóż... Ben będzie mógł zamiatać, może chociaż tego nie zepsuje.
-Do zobaczenia jutro rano.
Powiedział Chris i wraz z dwójką swojego młodszego rodzeństwa udał się w drogę powrotną do domu.
Po drodze zaszli jeszcze do sklepu po chipsy i mleko i kilka browarów, oraz do pizzerii do po dużą pizzę z serem brokułami i kurczakiem.
-Idealny wieczór!
Powiedział zachwycony Chris siadając na kanapie i otwierając piwo.
-Wiesz, ty raczej powinieneś się zdrowo odżywiać. Wiesz, jesteś piłkarzem, oni raczej dbają o siebie, by móc więcej zdziałać na boisku. Szczególnie teraz powinieneś się postarać, trener w końcu na Ciebie postawił. Masz szansę zabłysnąć.
Mówiła odkładając płaszcz na wieszak. Po umyciu rąk i schowaniu mleka do lodówki usiadła obok braci na kanapie.
-Przesadzasz Suss. Jutro rano pójdę i pobiegam, spalę te wszystkie kalorie. A co o te moje pięć minut, to się nie bój, jeszcze nie raz świat usłyszy o boskim Chrisie Maxwille!
-Dobra, Chris zamknij jadaczkę, mecz się zaczyna!
Zakończył wszystko Ben gryząc kolejny kawałek pizzy.
Oglądali ligowy mecz. Ale nie był to taki zwyczajny mecz, to były derby! Wielkie derby Manchesteru. Grali na Old Trafford, stadionie nazwanym teatrem marzeń. Nie ma czemu się dziwić. Był piękny.
-Ile obstawiacie? Ja stawiam dwa funty, że wygrają Czerwone Diabły!
Po położeniu pieniędzy na stoliku upił łyk piwa. Spojrzał znacząco w stronę brata.
-City wygra, nie ma bata! Sam wiesz jak grają teraz w lidze. Mają drugą pozycję, bez problemu poradzą sobie z United. Stawiam piątaka na City.
Zakończył i wyciągnął pieniądze z kieszeni i położył je obok dwóch funtów brata.
-A ja, żeby się nie powtarzać, stawiam trze funty na remis. Obstawiam dwa do dwóch, ale bezpiecznie mówię remis, nie określając liczby goli.
Dodała ostatnia Susanna i również położyła pieniądze na stoliku.
Niezła sumka się uzbierała. Dziesięć funtów! Majątek!
Mijały minuty, bramek nie widać, a kolejne butelki z piwem stają się puste. Nie mówiąc już o pudełku po pizzy, które od dobrych dwudziestu minut leże puste w rogu pokoju.
Przerwa.
-No chłopaki, póki co wygrywam.
Powiedziała zadowolna Susanna opróżniając butelkę.
-Jeszcze kolejne czterdzieści pięć minut, no, ze czterdzieści osiem nawet bym powiedział, United jeszcze strzeli ze dwie bramki.
-Chyba śmieszny jesteś! Widziałeś jak oni żałośnie grają? Ledwo się przy piłce utrzymują! O ich strzałach na bramkę nie wspomnę, bo ich liczba jest tak okrągła jak ten stolik przed nami!
Krzyczał wymachując rękami Ben.
-Co się drzesz palancie? Pogrzało Cię?
Krzyknął równie głośno blondyn odstawiając butelkę z piwem.
-Lubię się drzeć, to się kurwa drę!
Wstał z kanapy i wyszedł na balkon. Zapalić. To tylko jeden z jego wielu nałogów.
-Ej, Ben, daj trochę!
Już po chwili u jego boku stała młodsza siostra z miną słodkiego, bezbronnego szczeniaczka. Nie musiała nawet prosić się o papierosa, jej bracia byli jej tak ulegli, że już po chwili trzymała fajkę w ręce.
-Co wy widzicie w tych papierosach...
Usłyszeli głos z salonu.
Nie potrafili mu odpowiedzieć. Po wypaleniu fajki na spółę, wrócili do stołu.
W samą porę, bo mecz akurat się zaczął.
Pięćdziesiąta ósma minuta. Nareszcie coś się zadziało. pierwsza bramka dla gospodarzy! Strzelcem bramki Shinji Kagawa!
-Coraz bliżej wygrania dziesięciu funciaków!
Mówił zadowolony Chris pocierając o siebie swoje ręce.
Ben mu nie odpowiedział. Tylko spokojnie oglądał mecz.
-A właśnie, Suss..
Zaczął znów Chris.
-Jak tam z Tobą i Andy'm?
-Wiesz... Nijak.
Odrzekła jakby od niechcenia.
-Bo skarżył mi się wczoraj na treningu, że jesteś jakaś dziwna... Oziębła taka...
-Wydaje mu się. On sobie już wyobraził, że jesteśmy razem. Już traktuje mnie jak swoją dziewczynę. A wiesz, jak wkurwiają mnie tacy nachalni faceci. A nie chce mu sprawiać przykrości, więc jeszcze mu tego nie powiedziałam... Ale jak nie przestanie wysyłać mi te głupie esemesy, to tak mu wygarnę, że będzie miał uraz do końca życia i z żadną dziewczyną się już nie umówi.
Zakończyła i odczytała kolejnego już esemesa, tym razem napisał <Słodkich snów, cukiereczku :*>.
-Daj mu szanse, to fajny chłopak, taki romantyk, czasem trochę za bardzo, ale to naprawdę świetny facet.
Dalej próbował.
-Chris, ja wiem że chcesz dobrze... A Dannym nie wyszło, z Maxem też, wiem że się starasz. Z Andym też nie wyjdzie. Jeżeli będę chciała z kimś być, to uwierz, poradzę sobie. Póki co nie potrzebuję nikogo, chce skupić się na karierze, teraz to jest dla mnie najważniejsze.
Już chciał dalej próbować namawiać siostrę, by umówiła się z kimś na randkę, ale nie zdarzył. Przeszkodził mu w tym dziki okrzyk radości Bena. City wyrównało! Póki co, kasę zgarnia Suss.
-Będziesz w niedziele na meczu?
Pytał znów Chris.
-No tak, płacą mi za to.
-To weź przeprowadź ze mną wywiad! Mourinho pewnie nie wystawi mnie w pierwszej jedenastce, ale może wejdę pod koniec meczu. Weź mnie zagadaj po meczu! Proszę!
Mówił z błagalnym wzrokiem spoglądając na siostrę.
-Chris, weź się ogarnij! Co Ci to da, że pogadasz z siostrą, taka będzie różnica, że będę z mikrofonem... Postaraj się, trenuj, a wszyscy będą się bili o wywiad z Tobą.
-No mo...
Znów przerwana wypowiedź przez Bena. Osiemdziesiąta minuta. City wychodzi na prowadzenie, tym razem strzelił David Silva.
-Ale odwrócenie ról, co, Chris?
-Zamknij się Ben!
Przez następne dziewięć minut sprzeczali się, bili, wyzywali. Mimo tego, że mają już ponad dwadzieścia pięć lat, to zachowują się jak dzieci. Bo właściwie facet zawsze pozostaje dzieckiem. Tylko taki wyrośniętym.
Ostatnie trzy minuty meczu, które doliczył sędzia. Kto wygra dziesięć funtów?
Te trzy minuty były męczące dla chłopaków.
Ben modlił się, by ten cholerny gwizdek już rozbrzmiał, a Chris modlił się chociaż o remis. By to Susanna wygrała, nie ten durny Ben. Niestety, głupi zawsze ma szczęście.
Wielkie derby Manchesteru skończyły się wygraną gości 1-2. Radość Benjamina była niewyobrażalna! Cieszył się tak, jakby wygrał dziesięć milionów, nie dziesięć funtów.
-Brawo Ben, co zrobisz z taką fortuną?
Pytał z politowaniem w głosie Chris sprzątając butelki.
-Kupię Ci czarną torbę na ryj, bym nie musiał go oglądać!
Odpowiedział i schował pieniądze do kieszeni.
-Olej go, to idiota...
Powtarzał sobie pod nosem blondyn sprzątając.
-Dobra, idę spać. Zwycięzca żegna przegranych!
Dodał na pożegnanie i zniknął za brązowymi drzwiami.
Nareszcie! Wydawał się mówić Chris. Tak głośno odetchnął, gdy brat zniknął mu z oczu.
-To jakie plany na jutro?
Spytała Susanna wyrzucając pudełko po pizzy.
-Rano trochę pobiegam, przed południem trening, wrócę i do wieczora będę pomagał Jack'owi. A w niedzielę mecz...
-Ja jutro...
Zaczęła, ale usłyszała znajomy głos w telewizji.
Puszczali jakieś sportowe powtórki. Pokazywali mecz Barcelony sprzed tygodnia i wypowiedzi piłkarzy. Większość z nich nie znała, rozpoznała tylko Bartrę chodzącego gdzieś w tle. I jego... Nic się nie zmienił. Jak zawsze uśmiechnięty, z iskierkami w czarnych oczach.
-Suss? Wszystko w porządku?
Pytał Chris, gdy Susanna stała przed telewizorem i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w mówiącego piłkarza.
Mówił coś o nie wykorzystanych sytuacjach i o kontuzji jednego z kolegów z drużyny. To nie było dla niej teraz istotne. Chciała choć przez chwilę na niego popatrzeć.
Ocknęła się dopiero, jak Chris wyłączył telewizor.
-Idziesz spać?
Spytał zaraz po tym.
-Tak, zapatrzyłam się...
Odrzekła i złapała za klamkę od pokoju.
-Na Sancheza? Kiedyś z nim zagram, mówię Ci.
Poprawił włosy i spojrzał na cały czas zahipnotyzowaną siostrę.
-No nie wątpię. Dobranoc Chris.
Weszła do swojego pokoju i położyła się na łóżko.
Wtulając się w kołdrę wyjrzała przez okno, które miała przy łóżku.
Na niebie były miliardy gwiazd. Świeciły tak jasno, aż trudno było zasnąć. Ale to nie był główny powód jej bezsenności. Przez ponad dwie godziny leżała i myślała o Sanchezie. Pierwszy raz go ujrzała od powrotu z Barcelony. Zawsze, gdy tylko jej bracia oglądali mecz Blaugrany, ona nagle musiała gdzieś wyjść. Nie chciała znów przez niego cierpieć.
Myślała, że wyleczyła się już z miłości do Chilijczyka. W końcu rok wytrzymała bez chociaż myśli o nim. Ale teraz, gdy usłyszała jego głos, to wszystko wróciło. Dobrze, że są daleko od siebie. Za kilka dni, znów wszystko wróci do normy. Chyba naprawdę Chris miał rację. Musi sobie kogoś znaleźć, tak na stałe. Co prawda, od powrotu z Hiszpanii była w związku dwa razy. Raz przez ponad cztery miesiące, raz tylko przez miesiąc. Nie chciała unikać mężczyzn, nie chciała unikać miłości. Wręcz przeciwnie, bardzo chciała ją znaleźć. Ale przez Sancheza, miała bardzo wyolbrzymione wymagania, co do chłopaka. Wszystkich porównywała właśnie do niego. Żaden nie sprostał jej wymaganiom. Może powinna trochę odpuścić, bo przecież nie ma ideałów, a drugiego Sancheza przecież nie ma...
##############################
Witaaaam Was bardzo serdecznie! <3
Cieszę się, że nadal jesteście ze mną i czytacie te bzdury, które piszę, ale sprawia mi to taką przyjemność, nie wiem jakbym bez tego wytrzymała, więc niestety jesteście na mnie skazane! No, chyba, że Wam się znudzi... I sobie pójdziecie ode mnie :C Oby nie!
Ale póki jeszcze mam Was przy sobie, to, gdyby jeszcze któraś z Was nie zauważyła, to to jest kontynuacja poprzedniego opowiadania o Susannie :)
No, tak więc, co ja bym chciała tu jeszcze napisać... Mam nadzieję, że to opowiadanie również Wam się spodoba i miło Was zaskoczy, bo będzie troszkę inne niż poprzednie :)
Tak więc zachęcam do czytania i zostawiania po sobie śladu w formie komentarzy, dziękuję bardzo ^^.
Złamane serce nie tak łatwo jest skleić. Nie tak łatwo jest sprawić, by znów nadawało się do normalnego życia.
To tak bardzo boli... Boli, ale do czasu. Trzeba być silnym, twardym. Bo przecież nie można żyć przeszłością. Bo gdy żyjesz przeszłością, nie idziesz na przód. Wciąż stoisz w miejscu. Trzeba pogodzić się z tym co było, tego i tak nie da się zmienić i cieszyć się teraźniejszością oraz myśleć o przyszłości. Czasem jest to bardzo trudne, wiem, ale trzeba próbować. Bo co innego pozostaje...
*~~~*
Sporo zmieniło się przez ten półtorej roku. Powiedziałabym, że bardzo dużo.
-Chris! Weź ten ostatni karton z ciężarówki i przynieś go na górę do łazienki!
Krzyczał mężczyzna stojąc przy schodowej barierce na piętrze.
Właśnie trwała przeprowadzka. Przeprowadzka zawsze kojarzy się pozytywnie. Kojarzy się ze zmianą, z nowym początkiem. Ze wspólnym życiem. Tak też było w ich przypadku. Jack i Emma poznali się nieco ponad rok temu. Poznali się na meczu charytatywnym. Emma rozdawała tam balony. Pierwsze spojrzenie, rozmowa i jakoś poszło. Teraz są miesiąc po ślubie, spodziewają się dziecka. Emma jest w ósmym miesiącu. To będzie dziewczynka. Jack zawsze był szybki. Zawsze robił wszystko w pośpiechu, ale teraz nieco przesadził. Znali się ledwo cztery miesiące, a już spodziewali się dziecka. Ale cóż, to już jest miłość. Są naprawdę bardzo szczęśliwi razem, już niedługo, będą tworzyli szczęśliwą rodzinę, tutaj, w ich wspólnym domu.
-Wiesz Emma, wydaje mi się, że te wrzosowe zasłony lepiej będą pasowały, niż różowe...
Mówiła blondynka trzymając dwa materiały w ręce.
Były w pokoiku dziecięcym. Miały niedużą przestrzeń do wykorzystania, ale udało im się urządzić go idealnie! Pokój był w delikatnych, fioletowo białych barwach. Łóżeczko przy oknie, przewijak, pudełko z zabawkami, fotel by móc na nim usiąść w czasie nocnych "zabaw" z dzieckiem.
-Prawda, nie ma co przesadzać z różowym, nie chcemy przecież, byś wyrosła na jakąś barbie...
Mówiła gładząc się po brzuchu.
Ciąża coraz bardziej wdawała jej się we znaki. Nie mogła już swobodnie wstać i usiąść. Zwykła czynność, taka jak na przykład wejście po schodach sprawiała jej trudność. W sumie nie ma co się dziwić, ten wielki brzuch nie jest leciutki...
-Macie już wybrane imię? Jack wspominał coś o Carlocie...
Zaczęła blondynka w czasie układania dziecięcych ciuszków.
Ten pokój, jako jedyny był niemal w całości gotowy. Tutaj wystarczyło tylko włożyć ciuchy do szafek i kupić pampersy. Nie do co w pokoju gościnnym na parterze. W tym pokoju jest tylko ofoliowana kanapa i wiadro. Wiadro z zaschniętym cementem, które zostawił Chris w czasie murowania ścian.
-Rozmawialiśmy kilka razy... Ale mamy bardzo różne zdania. A sama dobrze wiesz, jak z Jack'iem jest trudno się dogadać. Ja myślałam nad Lilieną, ewentualnie nad Kate, Jack wymyślił Ismettiva. I tak cholernie bardzo upiera się nad tym imieniem, a ja nie wiem jak wybić mu je z głowy...
Wzruszyła ramionami i wróciła do układania pluszaków na komodzie.
-A gdybyście tak...
Zaczęła Susanna.
-Połączyli te dwa imiona? Liliena i Ismettva...
-O! To byłoby idealne rozwiązanie! Tylko jak je połączyć... Może Lilieva?
I zaczęły łączyć te dwa imiona, by stworzyły jedną zgodną całość.
-Mam!
Krzyknęła zadowolona Susanna.
-Ismena.
Dokończyła z uśmiechem.
Więcej nie trzeba było mówić. Emmie to imię od razu przypadło do gustu. Zresztą Jack'owi też. Gdy tylko je usłyszał od razu je pokochał. Kompromis to jednak świetne rozwiązanie.
*~~~*
Wykończenie domu jeszcze trochę potrwa. Na szczęście Jack nie ma ustalonych godzin pracy, on zarabia wtedy, kiedy wygra walkę. Nadal się bije. Ma już tytuł Mistrza Kraju. Ale ma ambicje na więcej. Chce sięgnąć po tytuł Mistrza Świata.
Dodatkowo ma również do pomocy braci. Chris dobrze się na tym zna, więc same plusy, a Ben... Cóż... Ben będzie mógł zamiatać, może chociaż tego nie zepsuje.
-Do zobaczenia jutro rano.
Powiedział Chris i wraz z dwójką swojego młodszego rodzeństwa udał się w drogę powrotną do domu.
Po drodze zaszli jeszcze do sklepu po chipsy i mleko i kilka browarów, oraz do pizzerii do po dużą pizzę z serem brokułami i kurczakiem.
-Idealny wieczór!
Powiedział zachwycony Chris siadając na kanapie i otwierając piwo.
-Wiesz, ty raczej powinieneś się zdrowo odżywiać. Wiesz, jesteś piłkarzem, oni raczej dbają o siebie, by móc więcej zdziałać na boisku. Szczególnie teraz powinieneś się postarać, trener w końcu na Ciebie postawił. Masz szansę zabłysnąć.
Mówiła odkładając płaszcz na wieszak. Po umyciu rąk i schowaniu mleka do lodówki usiadła obok braci na kanapie.
-Przesadzasz Suss. Jutro rano pójdę i pobiegam, spalę te wszystkie kalorie. A co o te moje pięć minut, to się nie bój, jeszcze nie raz świat usłyszy o boskim Chrisie Maxwille!
-Dobra, Chris zamknij jadaczkę, mecz się zaczyna!
Zakończył wszystko Ben gryząc kolejny kawałek pizzy.
Oglądali ligowy mecz. Ale nie był to taki zwyczajny mecz, to były derby! Wielkie derby Manchesteru. Grali na Old Trafford, stadionie nazwanym teatrem marzeń. Nie ma czemu się dziwić. Był piękny.
-Ile obstawiacie? Ja stawiam dwa funty, że wygrają Czerwone Diabły!
Po położeniu pieniędzy na stoliku upił łyk piwa. Spojrzał znacząco w stronę brata.
-City wygra, nie ma bata! Sam wiesz jak grają teraz w lidze. Mają drugą pozycję, bez problemu poradzą sobie z United. Stawiam piątaka na City.
Zakończył i wyciągnął pieniądze z kieszeni i położył je obok dwóch funtów brata.
-A ja, żeby się nie powtarzać, stawiam trze funty na remis. Obstawiam dwa do dwóch, ale bezpiecznie mówię remis, nie określając liczby goli.
Dodała ostatnia Susanna i również położyła pieniądze na stoliku.
Niezła sumka się uzbierała. Dziesięć funtów! Majątek!
Mijały minuty, bramek nie widać, a kolejne butelki z piwem stają się puste. Nie mówiąc już o pudełku po pizzy, które od dobrych dwudziestu minut leże puste w rogu pokoju.
Przerwa.
-No chłopaki, póki co wygrywam.
Powiedziała zadowolna Susanna opróżniając butelkę.
-Jeszcze kolejne czterdzieści pięć minut, no, ze czterdzieści osiem nawet bym powiedział, United jeszcze strzeli ze dwie bramki.
-Chyba śmieszny jesteś! Widziałeś jak oni żałośnie grają? Ledwo się przy piłce utrzymują! O ich strzałach na bramkę nie wspomnę, bo ich liczba jest tak okrągła jak ten stolik przed nami!
Krzyczał wymachując rękami Ben.
-Co się drzesz palancie? Pogrzało Cię?
Krzyknął równie głośno blondyn odstawiając butelkę z piwem.
-Lubię się drzeć, to się kurwa drę!
Wstał z kanapy i wyszedł na balkon. Zapalić. To tylko jeden z jego wielu nałogów.
-Ej, Ben, daj trochę!
Już po chwili u jego boku stała młodsza siostra z miną słodkiego, bezbronnego szczeniaczka. Nie musiała nawet prosić się o papierosa, jej bracia byli jej tak ulegli, że już po chwili trzymała fajkę w ręce.
-Co wy widzicie w tych papierosach...
Usłyszeli głos z salonu.
Nie potrafili mu odpowiedzieć. Po wypaleniu fajki na spółę, wrócili do stołu.
W samą porę, bo mecz akurat się zaczął.
Pięćdziesiąta ósma minuta. Nareszcie coś się zadziało. pierwsza bramka dla gospodarzy! Strzelcem bramki Shinji Kagawa!
-Coraz bliżej wygrania dziesięciu funciaków!
Mówił zadowolony Chris pocierając o siebie swoje ręce.
Ben mu nie odpowiedział. Tylko spokojnie oglądał mecz.
-A właśnie, Suss..
Zaczął znów Chris.
-Jak tam z Tobą i Andy'm?
-Wiesz... Nijak.
Odrzekła jakby od niechcenia.
-Bo skarżył mi się wczoraj na treningu, że jesteś jakaś dziwna... Oziębła taka...
-Wydaje mu się. On sobie już wyobraził, że jesteśmy razem. Już traktuje mnie jak swoją dziewczynę. A wiesz, jak wkurwiają mnie tacy nachalni faceci. A nie chce mu sprawiać przykrości, więc jeszcze mu tego nie powiedziałam... Ale jak nie przestanie wysyłać mi te głupie esemesy, to tak mu wygarnę, że będzie miał uraz do końca życia i z żadną dziewczyną się już nie umówi.
Zakończyła i odczytała kolejnego już esemesa, tym razem napisał <Słodkich snów, cukiereczku :*>.
-Daj mu szanse, to fajny chłopak, taki romantyk, czasem trochę za bardzo, ale to naprawdę świetny facet.
Dalej próbował.
-Chris, ja wiem że chcesz dobrze... A Dannym nie wyszło, z Maxem też, wiem że się starasz. Z Andym też nie wyjdzie. Jeżeli będę chciała z kimś być, to uwierz, poradzę sobie. Póki co nie potrzebuję nikogo, chce skupić się na karierze, teraz to jest dla mnie najważniejsze.
Już chciał dalej próbować namawiać siostrę, by umówiła się z kimś na randkę, ale nie zdarzył. Przeszkodził mu w tym dziki okrzyk radości Bena. City wyrównało! Póki co, kasę zgarnia Suss.
-Będziesz w niedziele na meczu?
Pytał znów Chris.
-No tak, płacą mi za to.
-To weź przeprowadź ze mną wywiad! Mourinho pewnie nie wystawi mnie w pierwszej jedenastce, ale może wejdę pod koniec meczu. Weź mnie zagadaj po meczu! Proszę!
Mówił z błagalnym wzrokiem spoglądając na siostrę.
-Chris, weź się ogarnij! Co Ci to da, że pogadasz z siostrą, taka będzie różnica, że będę z mikrofonem... Postaraj się, trenuj, a wszyscy będą się bili o wywiad z Tobą.
-No mo...
Znów przerwana wypowiedź przez Bena. Osiemdziesiąta minuta. City wychodzi na prowadzenie, tym razem strzelił David Silva.
-Ale odwrócenie ról, co, Chris?
-Zamknij się Ben!
Przez następne dziewięć minut sprzeczali się, bili, wyzywali. Mimo tego, że mają już ponad dwadzieścia pięć lat, to zachowują się jak dzieci. Bo właściwie facet zawsze pozostaje dzieckiem. Tylko taki wyrośniętym.
Ostatnie trzy minuty meczu, które doliczył sędzia. Kto wygra dziesięć funtów?
Te trzy minuty były męczące dla chłopaków.
Ben modlił się, by ten cholerny gwizdek już rozbrzmiał, a Chris modlił się chociaż o remis. By to Susanna wygrała, nie ten durny Ben. Niestety, głupi zawsze ma szczęście.
Wielkie derby Manchesteru skończyły się wygraną gości 1-2. Radość Benjamina była niewyobrażalna! Cieszył się tak, jakby wygrał dziesięć milionów, nie dziesięć funtów.
-Brawo Ben, co zrobisz z taką fortuną?
Pytał z politowaniem w głosie Chris sprzątając butelki.
-Kupię Ci czarną torbę na ryj, bym nie musiał go oglądać!
Odpowiedział i schował pieniądze do kieszeni.
-Olej go, to idiota...
Powtarzał sobie pod nosem blondyn sprzątając.
-Dobra, idę spać. Zwycięzca żegna przegranych!
Dodał na pożegnanie i zniknął za brązowymi drzwiami.
Nareszcie! Wydawał się mówić Chris. Tak głośno odetchnął, gdy brat zniknął mu z oczu.
-To jakie plany na jutro?
Spytała Susanna wyrzucając pudełko po pizzy.
-Rano trochę pobiegam, przed południem trening, wrócę i do wieczora będę pomagał Jack'owi. A w niedzielę mecz...
-Ja jutro...
Zaczęła, ale usłyszała znajomy głos w telewizji.
Puszczali jakieś sportowe powtórki. Pokazywali mecz Barcelony sprzed tygodnia i wypowiedzi piłkarzy. Większość z nich nie znała, rozpoznała tylko Bartrę chodzącego gdzieś w tle. I jego... Nic się nie zmienił. Jak zawsze uśmiechnięty, z iskierkami w czarnych oczach.
-Suss? Wszystko w porządku?
Pytał Chris, gdy Susanna stała przed telewizorem i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w mówiącego piłkarza.
Mówił coś o nie wykorzystanych sytuacjach i o kontuzji jednego z kolegów z drużyny. To nie było dla niej teraz istotne. Chciała choć przez chwilę na niego popatrzeć.
Ocknęła się dopiero, jak Chris wyłączył telewizor.
-Idziesz spać?
Spytał zaraz po tym.
-Tak, zapatrzyłam się...
Odrzekła i złapała za klamkę od pokoju.
-Na Sancheza? Kiedyś z nim zagram, mówię Ci.
Poprawił włosy i spojrzał na cały czas zahipnotyzowaną siostrę.
-No nie wątpię. Dobranoc Chris.
Weszła do swojego pokoju i położyła się na łóżko.
Wtulając się w kołdrę wyjrzała przez okno, które miała przy łóżku.
Na niebie były miliardy gwiazd. Świeciły tak jasno, aż trudno było zasnąć. Ale to nie był główny powód jej bezsenności. Przez ponad dwie godziny leżała i myślała o Sanchezie. Pierwszy raz go ujrzała od powrotu z Barcelony. Zawsze, gdy tylko jej bracia oglądali mecz Blaugrany, ona nagle musiała gdzieś wyjść. Nie chciała znów przez niego cierpieć.
Myślała, że wyleczyła się już z miłości do Chilijczyka. W końcu rok wytrzymała bez chociaż myśli o nim. Ale teraz, gdy usłyszała jego głos, to wszystko wróciło. Dobrze, że są daleko od siebie. Za kilka dni, znów wszystko wróci do normy. Chyba naprawdę Chris miał rację. Musi sobie kogoś znaleźć, tak na stałe. Co prawda, od powrotu z Hiszpanii była w związku dwa razy. Raz przez ponad cztery miesiące, raz tylko przez miesiąc. Nie chciała unikać mężczyzn, nie chciała unikać miłości. Wręcz przeciwnie, bardzo chciała ją znaleźć. Ale przez Sancheza, miała bardzo wyolbrzymione wymagania, co do chłopaka. Wszystkich porównywała właśnie do niego. Żaden nie sprostał jej wymaganiom. Może powinna trochę odpuścić, bo przecież nie ma ideałów, a drugiego Sancheza przecież nie ma...
##############################
Witaaaam Was bardzo serdecznie! <3
Cieszę się, że nadal jesteście ze mną i czytacie te bzdury, które piszę, ale sprawia mi to taką przyjemność, nie wiem jakbym bez tego wytrzymała, więc niestety jesteście na mnie skazane! No, chyba, że Wam się znudzi... I sobie pójdziecie ode mnie :C Oby nie!
Ale póki jeszcze mam Was przy sobie, to, gdyby jeszcze któraś z Was nie zauważyła, to to jest kontynuacja poprzedniego opowiadania o Susannie :)
No, tak więc, co ja bym chciała tu jeszcze napisać... Mam nadzieję, że to opowiadanie również Wam się spodoba i miło Was zaskoczy, bo będzie troszkę inne niż poprzednie :)
Tak więc zachęcam do czytania i zostawiania po sobie śladu w formie komentarzy, dziękuję bardzo ^^.
Subskrybuj:
Posty (Atom)