Taki mały wstępik na początek.
Chciałabym wytłumaczyć tytuł tego rozdziału, bo zapewne jest on dla Was nie zrozumiały. Więc już mówię.
Poniżej znajdziecie kolejno rozdziały numer 4, 5 i 6. Dlaczego tak? Cóż... To jest ostatni post, jaki dodaje na tym blogu. Postanowiłam go wcześniej zakończyć. Z jakiego powodu? Po prostu nie miałam dalej pomysłu by go pisać. Znaczy źle, pomysł był, gorzej z czasem i chęcią do napisania go. Tak więc postanowiłam zakończyć tylko na sześciu rozdziałach. Mimo wszystko, mam nadzieję, że się spodoba.
Tak więc zapraszam do czytania i komentowania :)
4. To znowu wróciło
Obudziły ją krople deszczu uderzające o szybę. Była przyzwyczajona do tego dźwięku. Bardzo go lubiła.
Leniwie przetarła oczy i spojrzała na mokrą szybę. Ujrzała pnące się ku niebu drzewa, w oddali kilka domów.
Tak bardzo nie chciało jej się zwlec z łóżka. Myślała, że będzie coś koło siódmej rano, ku jej zdziwieniu, po spojrzeniu na wyświetlacz i zobaczeniu zdjęcia jej ze swoimi braćmi na tapecie, zdała sobie sprawę, że jest już 30 po 11. A tak dobrze jej się spało...
Wzięła jeansowe spodnie i białą bluzkę z Myszką Micky i wychodząc ze swojego pokoju udała się do łazienki. Przechodząc, usłyszała jeszcze chrapanie z pokoju swojego brata. Temu to dobrze...
Po porannej toalecie i ogólnym dojściu do siebie poszła do kuchni, zrobiła kubek kakao i zrobiła sobie bułkę z dżemem siadając na salonowej kanapie.
Włączyła telewizor, jakiś serial. Nie przepadała za takim typem rozrywki. Jak dla niej, to takie czekanie na dalszą akcję, owijanie wszystkiego w bawełnę, komplikowanie, było po prostu nudne, Ale że jako nic innego nie było w tym pudle, to zostawiła.
Po około dwudziestu minutach deszcz przestał już padać i choć na chwile wyszło słońce. Tak samo, z pokoju wyszedł ubrany tylko w bokserki Chris przecierając oczy.
-Wstała śpiąca królewna...
Spojrzała na brata.
-A ogr nadal siedzi w domu...
Odpowiedział jej zaspanym głosem i podszedł do lodówki. Wyciągnął karton z mlekiem i wlał biały płyn w siebie. Dzisiaj już tylko to...
-Jak tam było u Oscara?
Przełączyła kanał na jakiś muzyczny.
-Dawało radę. Jeden kolega dzisiaj wpadnie, mam zamiar pokazać mu miasto. Możesz wybrać się z nami.
Mówił, gdy już odszedł do siebie. Założył koszulkę, która leżała na kuchennym blacie i otworzył drzwi balkonowe.
-Nie, muszę do szefa jechać, dać mu notatki wczorajsze. Może zdążę go poznać. Będę w domu koło siedemnastej, wstąpię jeszcze do Emmy i Jack'a.
Wstała z kanapy, założyła buty, czarną bluzę i wzięła teczkę z papierami z szafki.
-To raczej nie zdążysz. Pewnie się miniecie. No trudno, kiedy indziej.
Wyszła z mieszkania. Całą drogę zastanawiała się, o kim mówi jej brat. W sumie nie miała pojęcia, dlaczego się jego o to nie spytała...
*~~~*
Chwilę po trzynastej była już pod swoją pracą. Trzypiętrowy biurowiec, właściwie niczym nie wyróżniał się spośród innych budynków. Popchnęła duże, mosiężne drzwi i weszła do środka. Blond sekretarka jak zwykle siedziała za swoim biurkiem i odbierała telefony. Udała się prosto do biura szefa.
Przyjął jej karty bez niepotrzebnych pytań.
Już po chwili była wolna i szła w stronę domu brata i jego rodziny.
Miała nadzieję, że to ona wygra ten konkurs i za trzy tygodnie poleci do Barcelony na mecz. W sumie Marc bardzo dobrze się spisał. Szczegółowo odpowiadał na pytania, wywiad idealny. I jeszcze te pozostałe, mniej ważne też zrobiła w stopniu wystarczającym. Nie pozostało nic innego, jak trzymać kciuki!
Delikatnie otworzyła drzwi i weszła w głąb domu.
Usłyszała śpiew dochodzący z pokoju dziecięcego. Już chwilę po tym stała pod jasnymi drzwiami i wsłuchała się w piosenkę. Rozpoznała, to głos Jack'a. Śpiewał coś o rękawicach, ringu, pocie i wygranej.
Lekko otworzyła drzwi i oparła się o futrynę zaczepiając ręce na piersiach.
-Cześć...
Wyszeptał Jack.
Siedział na fotelu z córką owiniętą w kocyk na rękach i bujał się na boki. Tak mocno i szczelnie ją owinął, że było widać tylko kilka jej czarnych włosków.
-Nie uważasz, że lepiej jej śpiewać jakąś normalną kołysankę, a nie o tym jak należy się bić?
Spojrzała na niego z uśmiechem.
-To będzie fighter, bez dwóch zdań. Nauczę ją się bić, będzie chodziła ze mną na treningi. Nikt jej nie podskoczy.
Pocałował lekko córkę w jej malutki nosek. Zaraz po tym powoli wstał z fotela i włożył ją do łóżeczka.
-Chodź na dół.
Włączył jeszcze "nianię" która zadzwoni jak Ismena się obudzi. Jedną ustawił obok łóżeczka, drugą położył w kuchni na blacie.
Jack położył się na kanapie kładąc ręce pod głowę, a Suss wzięła gruszkę z szafki.
-Jak tam Chris po debiucie? Bardzo się wczoraj schlał świętując?
Spojrzał na siostrę, która akurat usiadła w jego nogach.
-Co ja Ci będę mówiła, spotkacie się, to Ci wszystko opowie.
Ugryzła kawałek owocu.
-Gdzie Emma?
-Pojechała do lekarza. Musiała jakieś tam wyniki odebrać. Za niedługo powinna wrócić.
Czemu właściwie Chris nie przyszedł z Tobą?
-Umówił się z kimś, jakiś kolega, nie wiem nawet dobrze.
Po około trzech godzinach upuściła dom swojego brata. Emma zadzwoniła, że ma problem z samochodem. Jack zapakował Ismenę do drugiego samochodu i pojechał pomóc żonie.
Spojrzała na zegarek, czternasta. Pora znów odwiedzić szefa. Powinien już wybrać najlepszy wywiad i uszczęśliwić jednego ze swoich pracowników. Znów stała pod tym budynkiem, znów jechała windą i szła tym samym korytarzem. Bardzo monotonny dzień.
Oddając wywiad, była bardzo pewna siebie. Wiedziała, że spisała się świetnie. Wiedziała, że świetnie poradził sobie również Marc. Bardzo by się zdenerwowała gdyby nie wygrała głównej nagrody. Dlatego też nie zdziwiła się za bardzo, gdy szef jej powiedział, że to ona pojedzie do Barcelony na mecz. Ucieszyła się, ale nie dała tego po sobie poznać. Gdy szef jej gratulował stała z lekko uśmiechniętą twarzą i tylko przytakiwała, gdy szef jej mówił, jak widzi jej wyjazd.
Powiedział jej, że w poniedziałek ma znów zgłosić się do jego biura z sprawie ustalenia szczegółów.
*~~~*
Alexis tak jak obiecał, zjawił się w mieszkaniu Chrisa.
-Siemasz!
Krzyknął już u progu drzwi.
Chris zaproponował mu szklankę soku.
-To co zamierzasz mi dzisiaj pokazać?
Chodził i rozglądał się po mieszkaniu.
-Wiesz... Wydaje mi się, że zwiedziłeś już te "najsłynniejsze" miejsca w Londynie jak Big Ben, London Eye, czy Tower Brige... Chcę Ci pokazać coś znacznie ciekawszego... Ale to później. Poczekamy na moją siostrę, bo chciałbym Ci ją przedstawić.
Alexis tylko szczerze się uśmiechnął. Nie miał pojęcia, dlaczego tak reaguje, na samą myśl o niej. Nigdy przecież jej nie widział na oczy, nie znał, ba! on nawet nie zna jej imienia, a tak się cieszy gdy tylko Chris zaczyna o niej mówić... Może czuje coś podświadomie? Może mimo tego, że nie wie, że to ona, to podświadomie to czuje...
-Jestem jak najbardziej za!
Upił łyk soku.
-Jak ona w ogóle ma na imię?
-Susanna.
Gdy tylko je usłyszał, od razu pomyślał o pięknej blondynce poznanej w Barcelonie półtorej roku temu. Nadal uważa, że mógł to wszystko lepiej rozegrać, może teraz byli by szczęśliwi... No ale cóż, co się stało, to się nie odstanie.
-Susanna? Miałem kiedyś bliską znajomą o takim imieniu. Świetna dziewczyna! Mam nadzieję, że Twoja siostra będzie choć w połowie tak fajna jak ona.
Uśmiechnął się w kierunku Chrisa i usiadł na kanapie. Blondyn już po chwili zrobił to samo. Zaczęli rozmawiać. O wszystkim. Ale głównie, to o samym Alexisie. Chris zadawał mu róże pytania, o klub, o rodzinę. Chciał wiedzieć o nim jak najwięcej.
Rozmowę przerwał dźwięk wkładanego kluczyka w zamek od drzwi. Oczy piłkarzy siedzących na kanapie, automatycznie zostały zwrócone na drzwi. Już po chwili ujrzeli wchodzącą do środka postać kobiety. Targała ze sobą ze cztery torby pełne zakupów. Jako, że musiała wejść na trzecie piętro, targała to wszystko, a jeszcze nie miała tyle siły by to dźwigać, wyglądała bardzo dziwnie wchodząc do środka. Jej długie blond włosy zakryły jej całą twarz, kurtka, którą ściągnęła gdzieś między pierwszym a drugim piętrem, bo było jej gorąco wisiała na jej ramieniu. W rękach trzymała torby, a nogą próbowała zamknąć drzwi. Ani razu nie spojrzała w stronę chłopaków. Była przekonana, że nikogo nie ma w środku. Oni wręcz przeciwnie, przez te kilka sekund wpatrywali się w postać kobiety. Wyprostowała swoje ciało i szybkim ruchem głowy w prawą stronę odgarnęła włosy z twarzy i zaczęła wchodzić w głąb mieszkania.
Pierwszy jej oczom ukazał się Chris. Siedział z uśmiechem na kanapie.
-Suss, to jest Alex, kolega o którym Ci mówiłem.
Podszedł do siostry i już chciał wziąć od niej zakupy, by mogła odpocząć, ale nie zdarzył. Wszystkie cztery torby wylądowały na podłodze.
Nie mogła uwierzyć! Wchodzi do swojego mieszkania. Zmęczona targaniem zakupów na trzecie piętro. Niby nic, ale przez jej kondycję, wygląda jakby co najmniej przebiegła maraton. Wchodzi, patrzy a tam siedzi Alexis. Myślała, że ma jakieś omamy, myślała, że tak bardzo jej go brakuje, że zaczęła go sobie wyobrażać... Nic z tych rzeczy, on tutaj był. Był naprawdę.
Alexis też był nie miało zdziwiony. Ale jego zdziwienie nie przykryło zadowolenia i szczęścia jakie towarzyszyło zobaczeniu Susanny. Szybko wstał z kanapy i podszedł do dziewczyny.
-Susanna?
Wydukał patrząc w jej oczy.
Nie chciała, by brat dowiedział się o tym, że znała Sancheza wcześniej. Zaczął by coś podejrzewać, że coś stało się w Hiszpanii... A tego nie chciała!
-Tak, miło mi Cię poznać, Alexis prawda?
Podała mu rękę. Ten niepewnie ją ścisnął. Nie wiedział, czemu tak się zachowała. Przecież nie możliwe jest to, by o nim zapomniała! Nie mogła o nim zapomnieć... Bo przecież... Ich coś łączyło...
-No, to fajnie, że już się poznaliście. To teraz chodźcie zwiedzać miasto!
Mówił zadowolony Chris gdy widział zmieszanie u Susanny i Sancheza.
Ci tylko stali na przeciwko siebie, ściskając swoje dłonie i patrząc sobie w oczy. Ona, nie mogła uwierzyć, że on jest tutaj naprawdę, on z kolei nie mógł uwierzyć w to, że ona go nie pamięta... Jakie to wszystko poplątane.
-Wiesz Chris, ja nie mogę, obiecałam...
Puściła dłoń Sancheza i odsunęła się od niego o kilka kroków.
-Obiecałam Emmie, że pomogę jej przy Ismenie... Kiedy indziej, na pewno będzie jeszcze okazja.
Cóż, stwierdził, że mówi prawdę, bo po co miała by kłamać?
-No dobra, to Alex chodź.
Podszedł do drzwi i zaczął ubierać buty. W tym samym czasie Susanna zaniosła zakupy na blat kuchenny, cały czas delikatnie zerkając na Sancheza. Ten z kolei podszedł do kanapy, na której leżała jego kurtka i wziął ją.
-Susi?
Spytał raz jeszcze przechodząc obok niej.
Dziewczyna nic mu nie powiedziała. Spojrzała tylko w jego oczy, automatycznie jej oczy się zaszkliły. Nie chciała, by Alexis to zauważył.
-Idź, Chris Cię woła...
Wyszeptała i odwróciła się tyłem do Chilijczyka.
Stała tak, dopóki nie usłyszała zamykających się drzwi. Spojrzała na nie, by upewnić się, czy została sama. Tak, była sama.
*~~~*
Nie raz obmyślała sobie przed zaśnięciem, jakby mogło wyglądać ponowne spotkanie z Alexisem...
Jej ulubioną wersją było pojawienie się Alexisa w drzwiach jej mieszkania z bukietem czerwonych róż. Stałby tam i patrzył w oczy blondynki. Po chwili milczenia, powiedziałby jak bardzo ją kocha, jak bardzo mu jej brakuje. Jak bardzo chce by resztę swojego życia spędziła u jego boku. Gdy już chciałaby powiedzieć mu jak bardzo czuła się zraniona przez niego, on uklęknąłby przed nią i z kieszeni wyciągnął pudełeczko z pięknym pierścionkiem. Zaręczynowym. A później żyli by długo i szczęśliwie. Takie banalne i mało oryginalne, ale kiedyś bardzo tego pragnęła.
Teraz, gdy wyleczyła się z choroby znanej "Alexisomanią", był on jej obojętny. Mógłby właściwie nie istnieć. Aż do teraz. Aż znów go nie zobaczyła... W momencie, gdy uścisnęła jego dłoń, ich oczy znów się spotkały, poczuła do niego to samo, co dawniej...
Chciała to na spokojnie wszystko przemyśleć. Chciała się zastanowić, dowiedzieć się, co tak na prawdę do niego czuje... Twierdziła, że on jest jej obojętny. Że już nic dla niej nie znaczy. To dlaczego gdy go ujrzała, stanęła jak wryta i nie potrafiła powiedzieć ani jednego słowa? Ona sobie po prostu wmawia, że ten chłopak zniknął z jej życia... Chciałaby, żeby go nie było. Bo byłoby jej łatwiej. Czemu tak sądzi? Cóż... W głowie nadal ma o nim to, co nagadała jej Dolores... O tym jaki to według niej jest Alexis. Teraz, gdy wie, że to nie prawda, to nadal nie potrafi o tym zapomnieć. Bo mimo tego, że powiedział jej prawdę i w ogóle, to jednak mimo tego, że był z Laią, to całował się z Suss... Tłumaczył się, że jej nie kochał, że to był związek bez przyszłości, ale to go nie usprawiedliwia z podrywania innej dziewczyny... Nie był szczery wobec Laii, boi się, że wobec niej też może taki być...
Rozmyślenia na kanapie przerwały otwierające się drzwi. Pierwsza myśl? Chris i Alexis. Pomyliła się. To był Ben. Po dwóch dniach nieobecności, w końcu wrócił do domu. Właściwie, to nawet nikt nie zauważył, że go nie ma... On zawsze gdy wychodzi, to nic nikomu nie mówi. Wszyscy wiedzą, że lubi być niezależny. Że lubi szwendać się tam i tu, ale każdy wie, że zawsze wraca, tak jak i teraz.
-Cześć siostra!
Ściągnął buty i kurtę i usiadł obok leżącej na kanapie Susanny.
-Chrisa gdzie wywiało?
Rozejrzał się po mieszkaniu.
-Poszedł na spacer. Gdzieś był przez dwa dni?
Spojrzała na niego niezbyt miłym wzrokiem.
-No najpierw byłem w robocie, a potem pojechałem z kolegą do Glasgow. I tak jakoś zleciało.
-Gdzie?! Do Glasgow? Przecież to jest drugi koniec kraju! Po coś tam jechał?
-Bo tam jest taki sklep. Z najlepszymi gitarami w kraju! I on chciał sobie jedną kupić, to sobie z nim pojechałem.
Jak gdyby nigdy nic wstał z kanapy i poszedł do kuchni.
-Ben?! Jak można jechać na drugi koniec kraju po gitarę?!
-No normalnie. Wsiadasz w samochód i po kilku godzinach jesteś na miejscu. Bardzo proste. Chcesz, następnym razem możemy wziąć Cię ze sobą.
Wyciągnął z lodówki karton mleka i upił łyka.
-Ben... Nie mam normalnie siły do Ciebie...
Nie miała ani siły, ani ochoty dłużej rozmawiać z bratem. On miał tak lekkie podejście do życia, tak bardzo niczym się nie przejmował, a przy tym był tak bardzo szczęśliwy, że to aż irytowało Susannę! Zazdrościła mu tego. Zazdrościła mu, że nie może być taka jak on. Niczym się nie przejmować, robić co się chce i kiedy się chce... Ben ma serio świetne życie.
5. Moim zdaniem, powinnaś z nim być
Na co ona liczyła? Że Alexis przyjdzie znów do jej domu i powie jej, że ją kocha? Że chce ją zabrać do Barcelony i tam razem z nią żyć? No, jakieś marzenia trzeba mieć...
Gdy stojąc na balkonie i paląc papierosa usłyszała otwierające się drzwi, miała nadzieję, że Chris znów przyprowadzi Sancheza. Chciała z nim porozmawiać i na spokojnie wszystko wyjaśnić... Niestety.
-Wróciłem!
Usłyszała głos brata. Już po kilku chwilach stał on obok siostry i kręcił głową przecząco widząc ją z papierosem w ręku.
-No co? Na coś trzeba umrzeć...
Wypaliła do końca i wróciła do salonu.
-Jak zwiedzanie?
Zaczęła, jak brat usiadł obok niej.
-Świetnie! Pokazałem mu kilka ciekawych miejsc, chyba mu się podobało. Powiedział, że chętnie nas jeszcze kiedyś odwiedzi.
-Tak?! Kiedy?!
Zaczęła pytać podekscytowana.
-Spokojnie... Nie wiem kiedy. On dziś wieczorem odlatuje. Więc raczej nie w najbliższym czasie...
-Jak to odlatuje? Tak szybko?
Chris zauważył, że coś się dzieje. Normalna Suss tak się nie zachowuje.
-Suss, co jest?
Spojrzał w jej oczy.
-No...
Nie wiadomo czemu, nie chciała, by Chris dowiedział się o niej i Sanchezie...
-Bo chciałam z nim wywiad przeprowadzić wiesz, gwiazdor Barcy, może dzięki niemu bym awans dostała.
Ta dziewczyna zawsze potrafi wymyślić świetną wymówkę na poczekaniu. Może i Chris nie do końca w to uwierzył, ale nie zadawał już więcej zbędnych pytań.
-Mówił coś, że ma samolot o 21.
Spojrzał na zegarek.
-Za trzy godziny.
Dodał.
Ta mu nic nie odpowiedziała, tylko zacisnęła zęby i kiwnęła głową w górę i w dół.
-Wiesz, nie mamy chyba mleka, a mam straszną ochotę na płatki z mlekiem... Pójdę do sklepu i kupię. Chcesz coś?
Wstała z miejsca i podeszła do torebki wyciągając kilka funtów.
-Mleko powiadasz...
Spojrzał znacząco w stronę siostry.
-No dobra, skoro idziesz, to kup mi ten żel, którego używam, bo mi się skończył jakoś w tamtym tygodniu, a nie miałem czasu, by dokupić...
-Dobra!
Już po kilku sekundach nie było jej w domu.
Chris tylko uśmiechnął się do siebie i wyciągając komórkę napisał esemesa o treści- "Tak jak myślałem... Już schodzi na dół :)". Wysłał.
*~~~*
Nie wiedziała dlaczego to robi. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo chce go spotkać, porozmawiać... Wiedziała tylko to, że jak teraz go nie odnajdzie, to może go już nie zobaczyć. To jej jedyna szansa.
Wyszła na zewnątrz i zapięła czarną bluzę. Rozejrzała się i ruszyła przed siebie.
Nie miała pojęcia dokąd ma iść. Nawet dobrze nie wiedziała, a jakim hotelu zatrzymali się piłkarze Barcelony. Po za tym, nawet gdyby wiedziała jaki to hotel, to przecież jej nie wpuszczą... Po co ona robiła sobie nadzieje, na ponowne spotkanie go?
Usiadła na jednej z ławek w parku. Chciała odetchnąć świeżym powietrzem. Chciała pomyśleć.
Po chwili doszła do wniosku, że ma jeszcze szansę. Za trzy tygodnie jedzie do Barcelony. Przecież tam też może go spotkać. Hej! Jeszcze nie wszystko stracone.
Humor od razu jej się poprawił.
Miała już zamiar wstać i pójść do sklepu kupić to mleko i żel, bo przecież po to poszła...
Wstając, nie zauważyła, że ma rozwiązaną sznurówkę. Nadepnęła na nią i prawie się nie przewróciła.
-Nosz kurwa! Prawie się zabiłam!
Krzyknęła sama do siebie widząc rozwiązaną sznurówkę.
-A to byłaby wielka strata dla tego jakże wspaniałego świata...
Usłyszała za swoimi plecami.
-Tak, nawet nie wiesz jak bardzo.
Mruknęła pod nosem i schyliła się zawiązać buta. Zdenerwowała się. Taka mała rzecz, a tak potrafiła ją wyprowadzić z równowagi. Przez ten incydent, Alexis całkiem wypadł jej z głowy... Ale już po chwili znów tam wrócił.
Po zawiązaniu buta i odwróceniu się spojrzała na chłopaka stojącego za nią.
Nie potrafiła nic powiedzieć. Nie potrafiła się nawet ruszyć! Stała i patrzyła. Na niego.
-Suss?
Widział zakłopotanie na twarzy dziewczyny. Nie miał pojęcia, czym było ono spowodowane.
Miała ochotę rzucić mu się na szyję. Miała ochotę wtulić się w jego dobrze wyrzeźbione ciało i już nigdy go nie puścić. Tak bardzo go jej brakowało... A mimo tego, za wszelką cenę, nie chciała w to uwierzyć. Nie pozwalała, by ta myśl stała się faktem.
-Alex...
Wyszeptała patrząc na chłopaka.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę!
Podszedł do zdziwionej dziewczyny i nie czekając długo przytulił ją do siebie. Tego teraz potrzebowała najbardziej.
Zranił ją, wiedziała o tym. Ale tak bardzo go pragnęła... A jeszcze teraz, jak zjawił się znów w jej życiu...
-Co słychać u Ciebie? Wszystko w porządku?
Pytał puszczając dziewczynę. Mówił to z taką łatwością, z taką radością. Mówił to, jak gdyby nic się między nimi nie stało... A przecież stało się. Cały czas tak myślała.
-Może dasz zaprosić się na kawę? Albo coś?
Spojrzał w jej ciemne tęczówki.
-Wiesz, Alex, nie lubię kawy. Po za tym, ty chyba za bardzo nie masz czasu... Wiesz, musisz wracać do kraju...
Sama nie wie dlaczego tak się zachowała. Dlaczego była taka zimna w stosunku do Alexisa. Przecież ona go pragnęła, a nic z tym nie zrobiła. Nawet jak los sam się do niej uśmiechnął i przysłał Sancheza do niej, ona go odtrąca. Co z tą dziewczyną jest nie tak?
-Susi, posłuchaj.
Zaczął i delikatnie załapał dziewczynę za obie ręce patrząc jej głęboko w oczy.
Aż serce podeszło jej do gardła! W tym momencie nie potrafiła myśleć, nie mogła nawet oddychać! Tak działał na nią...
-Ja wiem, że czujesz się zraniona... Przeze mnie. Ale dobrze wiesz też jak było naprawdę. Ja nie chciałem Cię skrzywdzić. Mi na Tobie cholernie zależy! Nawet nie wiesz jak ciężko było mi wytrzymać bez Ciebie przez pierwsze kilka miesięcy... Myślałem o Tobie dzień i noc. Mimo, że tak naprawdę między nami do niczego nie doszło, to ja Ciebie cholernie kochałem. Co ja gadam! Kocham nadal! Nie wiem jak to jest możliwe...
Wylatując z Barcelony, modliłem się, by w jakikolwiek sposób spotkać Ciebie w Londynie. Jak to się stało, że w tak wielkim mieście natrafiliśmy na siebie? Myślisz, że to przypadek? Ja tak nie uważam. Susi, drugi raz los sam nas pcha ku sobie. Nie widzisz tego?
Spojrzał na dziewczynę. Ta nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa. Kontynuował dalej.
-Wiem, że ja dla Ciebie też nie jestem obojętny. W innym razie, odpowiedziałabyś mi cokolwiek. A ty tylko stoisz i rozmarzonymi oczami wpatrujesz się we mnie. Nawet nie wiesz jak bardzo mi się to podoba!
Urwał swoją wypowiedź, czując, że dziewczyna mocniej ścisnęła jego dłoń.
-Alex, ja...
Wyjąkała.
Była cała roztrzęsiona. Nie potrafiła skleić żadnego logicznego zdania. Ba! nie mogła czegokolwiek powiedzieć.
-Susi, daj mi jeszcze jedną szansę. Tym razem bez żadnych kłamstw i wyrobionych opinii. Spróbujemy od nowa? Z czystą kartą?
Nie mogła uwierzyć w to co słyszy! Myślała, że się przesłyszała! On mówił całkowicie poważnie...
-Alex... Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Ty mieszkasz w Barcelonie, ja tutaj... To nie ma sensu. Nawet nie ma co próbować. Oszczędzimy sobie tylko późniejszych cierpień i rozczarowań...
Puściła jego dłonie i schowała je w kieszeń.
-Czyli... Nie?
Nie był przyzwyczajony do takiej sytuacji. Zawsze dostawał to co chce. A jeśli chodzi o dziewczyny, to nigdy nie spotkał się z odmową. Bo przecież to boski Sanchez. Jemu się nie odmawia. A tutaj taka sytuacja...
-Nie chcę znowu cierpieć...
Przełknęła ślinę. Czuła, że jest już bliska płaczu. Czuła, że pierwsze łzy zaczynają jej napływać do oczu.
-Dlaczego zakładasz, że będziesz cierpieć? Przecież wystarczy trochę chęci, a będziemy szczęśliwi! Nie musi być źle... Coś się wymyśli, Susi, proszę, nie zostawiaj mnie po raz drugi...
Przybliżył się do brunetki i delikatnie ją objął. Wiedziała, że jak pozwoli mu na kolejny krok, to wpadnie po same uszy. Zakocha się, bezpowrotnie się zakocha. Chcąc tego uniknąć odsunęła się od Chilijczyka.
-Naprawdę Cię przepraszam... Dość się nacierpiałam, nie wytrzymam takiej kolejnej dawki...
Spojrzała na niego. Ostatni raz. Już po chwili odwróciła się i poszła w stronę domu.
Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć! Wiedział, że ona go kocha. To dlaczego nie chce z nim być? Dziwna dziewczyna...
*~~~*
Przed powrotem do mieszkania, chciała trochę ochłonąć. Usiadła na ławce i wyciągnęła kolejnego papierosa. To była jedna z tych rzeczy, po których od razu poprawiał jej się humor i czuła się po prostu lepiej.
Ochłonęła. Poszła jeszcze do sklepu po żel i mleko i wróciła do mieszkania.
Chris siedział przy kuchennym stole i jadł kanapkę. Nie miała teraz ochoty na rozmowy. Jedyne teraz czego chciała, to w spokoju położyć się na łóżku i zasnąć.
-Kupiłaś żel?
Łapała już za klamkę od swojego pokoju, gdy usłyszała głos starszego brata.
-Masz.
Rzuciła żel na kanapę i weszła do pokoju. Zdążyła tylko ściągnąć bluzę i rzuciła się na łóżko przykrywając się po samą szyję. Wyjrzała przez okno i zaczęła rozmyślać.
Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego nie pozwala miłości wejść w swoje życie? Przecież tego tak bardzo chce... Ale równie mocno się tego boi. Kiedyś, była zupełnie inna. Nie przejmowała się uczuciami innych. Sama też nie obdarowywała nikogo nimi. Teraz, gdy jest Sanchez jest inaczej. Dlaczego nie pozwala mu spróbować siebie uszczęśliwić? Może ktoś powinien przemówić jej do rozsądku... W takich momentach właśnie przydają się starsi bracia.
-Suss, mogę wejść?
Uchylił lekko drzwi wysoki blondyn. Nie czekał na odpowiedź. Zamknął drzwi za sobą i wszedł pod koc kładąc się obok siostry.
-Stało się coś?
Podłożył sobie poduszkę pod głowę.
-Nic specjalnego.
Leżała do niego tyłem.
-Nie spotkałaś nikogo szczególnego?
Wyczuła, że coś tutaj nie gra. Wyczuła, że on o czymś wie, inaczej nie robiłby takich podchodów.
-Nie.
Była ciekawa, co jej odpowie.
-Dobra, powiem po ludzku. Moim zdaniem, powinnaś dać mu szansę.
Znów myślała, że się przesłyszała. Ze zdziwienia aż odwróciła się i spojrzała na brata. Wyglądał bardzo poważnie. Leżał z rękami położonymi pod głową i wpatrywał się w nią swoimi jasnymi oczami.
-Skąd wiesz?
Spytała lekko uniesionym głosem.
-Przynajmniej on był ze mną szczery. Nie to co niektórzy. Ale nie chcę się kłócić, rozumiem, że miałaś powód, by mi o tym nie mówić. Szanuję to. Ale uważam, że mimo wszystko powinnaś dać mu szansę. Ten chłopak nie widzi świata poza Tobą. Widać, że naprawdę Cię kocha.
I jakby oczy jej się otworzyły. I nie tylko oczy. Serce również.
-Naprawdę uważasz, że powinnam...
Nie dał jej skończyć.
-Tak, jedź do niego, kluczyki na szafce w korytarzu. Teraz będzie na lotnisku.
Nie potrzebowała więcej. Rzuciła się z gorącymi uściskami na brata, by mu podziękować, że udało jej się przemówić do rozsądku.
Już po chwili nie było po niej śladu.
6. Cieszę się, że Cię mam
Na lotnisku panowało wielkie zamieszanie. Mimo, że wybrali późny lot, bo o godzinie dwudziestej pierwszej, to fanów, fotoreporterów i dziennikarzy było bardzo dużo. W sumie nie ma co się dziwić, to wielka Barcelona.
Droga na lotnisko zajęła jej około piętnastu minut. Wchodząc w pierwszy korytarz, od razu wiedziała, że idzie w dobrym kierunku. Słyszała skandowane słowo "Barca" przeplatane wraz z innymi imionami piłkarzy.
Dzisiaj, Barcelonistas mieli jakiś naprawdę dobry dzień. Niemal całą drużyną rozdawali autografy. Wyciągnęła z torby jakąś kartę i długopis i podeszła w stronę podpisującego swoje zdjęcia Alexisa. Stał niemal na samym końcu, przy oknie. Jakby kogoś przez nie wypatrywał. Jednak "wierne fanki" mu w tym przeszkadzały. Co chwilę była coraz bliżej niego. W głowie tysiące myśli i ta jedna, najważniejsza- Sanchez.
-Mogę prosić o autograf dla najgłupszej dziewczyny na świecie, która niemal pozwoliła odlecieć swojej największej miłości?
Spytała stojąco obok niego. Już po chwili podniósł głowę, która do tej pory była opuszczona w dół. Smutny wyraz twarzy zamienił się najszczerszy uśmiech.
-Przepraszam Cię.
Dodała, gdy Sanchez wpatrywał się w nią swoimi ciemnymi oczami.
Ten, nie czekając długo mocno przytulił dziewczynę do siebie.
-Bałem się, że więcej Cię nie zobaczę... Susi, ja Ciebie naprawdę kocham.
Szeptał jej do ucha.
To były najpiękniejsze słowa, jakie mogła usłyszeć. Czuła, że to ten jedyny. Teraz dobrze wiedziała, że chce spędzić z nim resztę życia.
-Ja Ciebie też kocham.
Spojrzała w jego oczy. Długo nie musiała czekać na ruch Alexisa. Delikatnie przybliżył swoją głowę do jej, i czule ją pocałował.
Tak bardzo tego pragnęła. Teraz naprawdę czuła, że jest szczęśliwa.
Najchętniej wsiadłaby do samolotu razem z nim. Przez moment nawet Alexis ją do tego przekonywał, jednak wiedziała, że nie może polecieć.
Ustalili, że spotkają się za trzy tygodnie w Barcelonie. I że już tam zostaną, razem, na zawsze.
*~~~*
Jak minęły te następne trzy tygodnie? Cóż, były dla nich bardzo trudne. Mimo, że teoretycznie byli razem, to jednak widzieli się tylko przez monitor, a słyszeli przez komórkę. To była wielka próba dla ich związku. Mimo, że dopiero on się narodził, dopiero zakwitł, to już musieli się rozdzielić. Cóż, ale nie mieli innego wyboru. Alexis musiał być w Hiszpanii, miał tam pracę, musiał grać. Suss też miała pracę. Tutaj, w Londynie.
Bracia Susanny co do jej związku mieli podzielone zdania. Chris, był jak najbardziej za, w końcu to jakby nie było, dzięki niemu są teraz razem. Ben, Bena zbytnio to nie obchodzi. Cieszy się, że jego siostra jest szczęśliwa, reszta go nie obchodzi. Najgorzej to wszystko przyjął Jack. Nie dość, że wyrobił sobie o Alexisie opinie, po usłyszeniu togo, co działo się w Hiszpanii, to jeszcze uważał, że związek z tak znanym piłkarzem i tak nie ma szans przetrwać. Przez pewien czas nie pozwalał nawet siostrze polecieć do niego. Bardzo się o to pokłócili. On chciał dla niej dobrze, ale nie rozumiał tego, że ona może być tylko szczęśliwa przy Chilie. Kto mu to uświadomił? Emma. Wytłumaczyła mu, że Susanna to duża dziewczynka, poradzi sobie. Że on teraz ma własną rodzinę i musi się o nią troszczyć. Że pora, żeby Suss też założyła swoją rodzinę.
Nie było mu łatwo pogodzić się z myślą, że teraz będzie widział siostrę najwyżej dwa, może trzy razy do roku. To była jego ukochana, mała siostrzyczka, o którą zawsze musiał dbać. Która zawsze musiała być blisko niego. Czuł, że musi się nią opiekować. Nie mógł się pogodzić z myślą, że teraz kto inny zajmie jego miejsce....
Ale z upływem czasu powoli oswajał się z tą wiadomością. Zrozumiał, że ona przy nim będzie szczęśliwa.
Z każdym kolejnym dniem utwierdzała się z wiadomością, że kocha Sancheza. Mimo, że widzieli się tylko przez monitor, to i tak uczucie wzrastało. Czuła, że to ten jedyny.
Ostatnią rzeczą, jaka trzymała ją jeszcze w Londynie, była praca. Nie mogła jej zachować i mieszkać w Hiszpanii. A szef nie miał na tyle znajomości, by przenieść ją do Hiszpańskiej korporacji. Musiała się pożegnać z pracą, którą jakby nie było, bardzo lubiła. Ale cóż, miłość była dla niej ważniejsza niż praca.
Wtorkowy poranek. Ostatni w Londynie, od teraz chce zacząć nowe życie, u boku Alexisa.
Wszystko już spakowane, walizki w bagażniku, można ruszać na lotnisko. Cieszyła się, że jedzie leci do Hiszpanii. Bardzo tego chciała. Ale z drugiej strony, nie chciała zostawiać braci.
Mimo tego, że teraz będą ich dzielić setki kilometrów, to i tak wie, że będzie mogła na nich liczyć. Zawsze. Na każdego z osobna i na wszystkich razem. Bo rodzeństwo właśnie tak działa. Mimo, że ciągle się kłócą, biją, sprzeczają i zwykle w niczym nie zgadzają, to gdy dojdzie co do czego, są w stanie wskoczyć za sobą w ogień.
Najtrudniejsze było pożegnanie. Mimo, że wiedziała, że będzie szczęśliwa, że oni też będą szczęśliwi i że będą się widywać najczęściej jak to tylko możliwe, było jej bardzo smutno.
Cieszyła się, że na lotnisko przyjechali wszyscy. Nawet zawsze nie obecny Ben pofatygował się, by pożegnać się z siostrą. Był on, Chris, Jack z Emmą i Ismeną. Przyszedł pożegnać się nawet Oscar.
Cieszyła się, że może na nich wszystkich liczyć. Cieszyła się, że ma tak wspaniałych przyjaciół. A myśl, że za kilka godzin, zobaczy swoją największą miłość aż pchała ją w stronę samolotu.
-Kocham Was!
Pora lecieć. Usiadła wygodnie w beżowym fotelu i nie myślała kompletnie o niczym. Była po prostu szczęśliwa. Czuła, wiedziała, że teraz wszystko będzie dobrze. Że wszystko jej się uda. Chciała, już być w Barcelonie.
*~~~*
Wysiadła z przekonaniem, że wszystko jej się uda. Że będzie szczęśliwa, szczęśliwa z Alexisem.
Zobaczyła go od razu. Stał zaraz obok bramek z wielkim bukietem czerwonych róż. Taki romantyk się z niego zrobił.
Jak najszybciej do niego podbiegła i rzuciła mu się w ramiona.
-Tak bardzo cieszę się, że jesteś!
Wyszeptał jej do ucha.
Czuła się wspaniale. Wiedziała, że to z nim chce spędzić resztę życia. To był ten jedyny.
Pojechali jego czarnym audi do villi Sancheza. Tej samej, w której mieszkał półtorej roku temu.
-Cóż, to teraz tutaj będziesz mieszkała.
Położył jej dwie czarne walizki w salonie.
-Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się z tego powodu!
Owinęła swoje ręce wokół jego szyi i spojrzała mu głęboko w oczy.
-Cieszę się, że Cie mam.
Pocałował ją w szyję. Oni naprawdę się kochali.
*~~~*
Cóż.
Mijały dni, miesiące, lata, a ta dwójka była przy sobie cały czas. Stworzyli naprawdę udany związek. A pomyśleć, że zaczęło się to od zwykłego "zlecenia". To przypadkowe spotkanie, doprowadziło do prawdziwej miłości. Czy to nie wspaniałe?
#############
Kooniec :D
Podobało się? Oby, starałam się ^^.
Tak więc póki co został mi jeszcze blog o Bibi. Obym dała radę dokończyć go, bo powiem Wam, jest ciężko...
Tak więc tutaj żegnam, zapraszam tam :)